Zapraszam Was w podróż od wiosny do zimy wraz z moją poezją i piosenkę. Zmieniająca się temperatura i aura wierszy i piosenek mam nadzieję, że uchroni Was przed znużeniem. Każda pora roku ma swój charakterystyczny nastrój i swoją paletę barw, wreszcie charakterystyczne dla siebie tematy, zjawiska, miejsca.
Poniżej prezentuję wybrane utwory o każdej z czterech pór, a pod linkami, które załączam, znajdziecie znacznie więcej piosenek i
* o końcu lata i zbliżającej się jesieni,
Wciąż czuję zapach tego bzu,
rwanego w tej uliczce,
na końcu której ludzi tłum
modlił się przy kapliczce.
Litanii słyszę jeszcze dźwięk
i ciebie jak ze snu,
wciąż słyszę, kiedy prosisz mnie
o więcej tego bzu.
Dziś jak co roku kwitnie bez,
a łza się kręci w oku,
bo wszystko tak jak wtedy jest,
lecz nie ma ciebie z boku.
Litanii z dala słychać dźwięk,
szarzeją chmury w niebie,
mniej pachnie jednak dziś ten bez,
bo ten bez jest bez ciebie.
Pachniała bzem, błyszczała majem,
we włosy wplotła kwiatów łąkę,
zazieleniła pola, gaje,
budząc motyla rannym słonkiem.
Pąki pękały przy niej z dumy,
jakby widziały w wiośnie córkę,
co zimę zjadła jak rozumy
i przemieniła chmurę w chmurkę.
Ona tą dumą się karmiła,
kwitła co rusz to nowym kwiatem,
rosło w niej ciepło, życia siła
i zachwyt nad wiosennym światem.
Gdy, co ma wzrosnąć, przy niej wzrosło,
owoce show ukradły kwiatom,
niebo szepnęło: - żegnaj wiosno,
wróć w przyszłym roku, bo już lato.
Słońce na morze się wylało
jak strumień wulkanicznej lawy,
mew stado do snu się zleciało
w porastające wydmy trawy.
Rybacki kuter wyszedł w morze,
a z morza na ląd wyszły fale.
Piękna jest plaża o tej porze,
bo prócz nas ludzi nie ma wcale.
Bryza osadza sól na twarzy,
granat odcieni ma tysiące,
a człowiek patrząc na to marzy,
by wiecznie zachodziło słońce.
Do kominka rąbiemy już drwa
i bulgoczą na ogniu powidła,
w radiu mówią, że lato wciąż trwa.
Lato trwa, a mnie jesień obrzydła.
Nie zaczęła się jeszcze naprawdę,
a już dała się liściom we znaki,
przemoczyła w ogrodzie mi ławkę,
na południe wygnała precz ptaki.
Dnia zabrała już tyle, co zdrowia
szef zabiera mi w pracy co roku,
strach pomyśleć, że trzeba od nowa
smaki lata w butelce czuć soku.
Nie pociesza mnie przędza pajęcza,
babim latem niech cieszą się dzieci.
Coś mnie od tej jesieni odstręcza,
a tymczasem za liściem liść leci.
Sierpniowe niebo w srebrze i czerni,
po sierpniu przyjdzie wrzesień, październik,
ludzie odjadą do swoich domów,
poranek siwy będzie od szronu,
żaglówki skryją się po stodołach,
próżno je będzie zimny wiatr wołał,
nie załopoczą jak latem żagle,
i żadna miłość nie przyjdzie nagle.
Sierpniowe niebo w srebrze i czerni,
po sierpniu przyjdzie wrzesień, październik,
opustoszeją gwarne tawerny,
po sierpniu przyjdzie wrzesień, październik,,
pochmurne niebo przegoni ludzi
i wakacyjną miłość wystudzi,
tak jak wystudzi wody jeziora,
w niepamięć pójdzie, co było wczoraj.
Sierpniowe niebo w srebrze i czerni,
po sierpniu przyjdzie wrzesień, październik,
utoną gwiazdy w jeziornej toni,
nic przed upadkiem ich nie ochroni.
Lato się zwija, jak białe żagle,
jesień jak zawsze zjawia się nagle.
Zjawia się nagle, choć jak zazwyczaj,
Usycha na drzewie liść stary z tęsknoty,
na wietrze trzepotać już nie ma ochoty,
przestały mu w żyłach buzować już soki,
wszak takie starości są liścia uroki.
Niebawem bezwładnie opadnie na ziemię,
odejdzie, gdzie innych już liści są cienie,
a drzewo trwać będzie w ten ziąb, niepogodę
do wiosny. Z nią liście narodzą się młode.
Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2024
Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2024