Epitafium - z greckiego ἐπιτάφιοςepi-taphios, „nad grobem”, „na kamieniu nagrobnym" - w odniesieniu do literatury pięknej to krótki, zwięzły utwór poetycki w formie sentencji, aforyzmu sławiący osobę zmarłą, jej przymioty, zasługi oraz żal po jej śmierci.
Epitafium pisane jest zazwyczaj najmniejszą strofą poetycką - dwuwierszem, dystychem elegijnym o rymach parzystych (aa). Pierwsze epitafia pochodzą ze starożytnej Grecji i datowane są na V wiek p.n.e. Powstały w dobie wojen grecko-perskich, ryte były na nagrobkach bohaterów, pomnikach, ofiarach wotywnych. Charakterystyczna dla epitafium zwięzłość w potraktowaniu tematu zbliża utwór do epigramatu. Panegiryzm i patos epitafiów stosunkowo szybko dostrzeżony został, jako warty sparodiowania, twórczego wykorzystania przez poetów o satyrycznych inklinacjach. Tworzyli oni epitafia pełne czarnego humoru i dedykowali je zarówno zmarłym, jak i żywym, postaciom realnym i fikcyjnym, zwierzętom, zjawiskom przyrodniczym i społecznym, abstrakcyjnym pojęciom i ideom. Wśród znanych twórców epitafiów wymienić można między innymi: Simonidesa z Keos, Alexandra Pope'a, Jana Kochanowskiego, Daniela Naborowskiego, Wisławę Szymborską, Jana Twardowskiego. Poniżej zamieszczam ponad dwieście epitafiów mojego autorstwa, z których duża część została opublikowane w mojej książce poetyckiej pt. "Osądy ostateczne i niecierpiące zwłoki", wydanej przez Wydawnictwo Miniatura w Krakowie w 2016 roku i w książce "Wesołe epitafia i inne śmiertelnie niepoważne wiersze" wydanej w Ridero w 2017 roku.
Choć mało ćwiczył,
Dołek zaliczył.
Odeszła teraz do domu Pana,
Choć wcześniej była też z tego znana.
Gdy mu śpiewałem "Salve Regina",
Myślałem umarł, czy znów przegina.
Czegoś wielkiego dokonał
Dopiero wtedy, gdy skonał.
Choć ciężkim dupkiem był na urzędzie,
To niechaj ziemia lekką mu będzie.
Lubiła pojeść, nie była wiotka,
Potrzebna była piachu wywrotka.
Na tamtym świecie, jak tu, tak samo,
Klientów szuka przed rajską bramą
Na rozkładówkach w wielkim nakładzie,
Dziś bez nakładu, za to w rozkładzie.
Choć był bez szkoły, prostym chłopem,
Dziś jest na szkiełkach pod mikroskopem.
W kopalniach kopał przez całe życie,
Sam zakopany jest znacznie płycej.
Są dochowane do tej mogiły
Typy ze stypy, co się zapiły.
Choć wiele kobiet ciągle nie wierzy
Tutaj on leży i jemu leży.
Choć się to wyda kuriozalne,
Teraz ma kształty idealne.
Tak w ziemi grzebał,
Aż się pogrzebał.
Teraz się kiwa
Na rajskich niwach.
Robi dziś dziecię
Na tamtym świecie.
Leży, zasłużył,
bo kiepsko wróżył.
Ma wieczność baca
By leczyć kaca.
Teraz jest w raju,
Pewnie na haju.
Już nie zrobi dealu
Na swym seksapilu.
Tak świetnie cięła.
Aż śmierć ją ścięła.
Zauroczenie nim dziś prysło
Bo wreszcie wszystko z niego wyszło.
Choć w głowach mieli brak oleum,
Spoczęli dumnie w mauzoleum.
Tu leży głowa rodziny,
Bo tyle znalazły gliny.
Tu pochowany jest pewien Michał,
Trup, jak się patrzy, chociaż oddychał.
W jednej z trzech trumien,
Zgadnij, w której,
Leży od gry w trzy karty szuler.
Obstawisz dobrze, to zarabiasz,
Zakłady chętnie przyjmie grabarz.
Nagle odeszła,
Choć nigdzie nie szła.
Leży, bo jego epitafia
Czytała mafia i parafia.
Tu leży kogut, był złotopióry,
Zanim zaczęły grzebać w nim kury.
Tu leży garbus,
Z tęsknoty zmarł, bo
W Garbatce czekał
Na Gretę Garbo.
Po świecie jeździł niestrudzenie,
Aż tu zapuścił swe korzenie.
Zostało po nim trumny wieko,
Bo wszystko inne było eko.
Choć długo leży tu nieżywa,
Na wierzch wypływa wciąż oliwa.
Choć inne są w pochówkach trendy,
Jej szczątki są dosłownie wszędy.
W tej urnie klawisz nasz kochany
Na wieczność jest zapuszkowany.
Tu leżą bracia,
Obaj niemili,
Świetnie się składa,
Że ich złożyli.
Źle krzesło obił
I się tym dobił.
Tak się na rurze
Zmysłowo wiła,
Aż tu znienacka,
Się przekręciła.
Choć w sądzie wygrał,
To się doigrał.
Tu nieruchomo leży jegomość,
Co kredyt wziął na nieruchomość.
Wszedł na niewypał
I się rozsypał.
Nas pasjonuje wciąż polityka,
A on tu leży i nam nie fika.
Jak zawsze, wyszedł do ogrodu,
Lecz tym razem nogami do przodu.
Tak długo kręcił,
Aż się przekręcił.
Tu leży UB-ek,
Niezły ma gróbek.
Spoczywaj w pokoju,
Ty gnoju!
Tak dobrze Polsce służył,
Że ma, na co zasłużył.
Tu leży święta,
Umarła młodo
I nie grzeszyła,
Zwłaszcza urodą.
Życie miała ciężkie,
Tak mi się wydaje,
Lecz śmierć miała lekką
Oraz obyczaje.
Tu leży gruźlik, zmarł na suchoty,
Grabarz miał przy nim mało roboty.
Teściowa leży tu obok zięcia,
Więc można wyczuć silne tąpnięcia.
Nie płacz rodzino,
Bądź już wesoła,
Choć leży w dole,
Nie ma już doła.
Chodził kominiarz po drabinie..,
Wtem łupu cupu i już w kominie.
Tu grabarz spoczął. Trudna rada,
Kto dołki kopie, sam w nie wpada.
Leży ich tutaj trzystu czterdziestu,
Bo ich wieżowce były z azbestu.
Taki był chojrak, rzutki i krewki,
A teraz po nim - tylko cholewki.
Gaz, sprzęgło, gaz,
Aż nagle zgasł.
Niestety,
Dobiegł do mety.
Szkoda, że umarła i że on nie dożył,
Chwili, kiedy wreszcie na niej się położył.
Na zawsze będzie w naszej pamięci,
Chyba że nam się, jak jej, pokręci.
Świat nie widział dotąd miłości tak cudnej,
Padli z wycieńczenia po nocy poślubnej.
Umarł, lecz przed śmiercią
Rozmyślał co chwila,
Czy mu bardziej umrzeć,
Czy żyć się opyla.
Jadł, jadł aż padł.
Przerobił go na mumię
Ten, co tego nie umie.
Kondukt pcheł łzami zalany,
Bo tu jest pies pogrzebany.
Upiekła się,
Bo jak się rzekło,
Tym razem jej się nie upiekło.
Tu leży Kim Ir Sen,
Bo zapadł w wieczny sen,
Lecz wszyscy w kraju Kima
Wierzą, że tylko kima.
Odnalazł do grobowca wejście,
I wszedł, lecz przez śmiertelne zejście.
Jej sentencja do wielkiej historii nie weszła,
Chociaż przyszła, choć zaszła i chociaż odeszła.
Niech sobie w trumnie
Rzuca kalumnie.
Źle brała miarę,
Zmarła za karę.
Rozwijał się wolno,
Choć czas szybko płynął,
Zanim się rozwinął,
To już się zawinął.
Przed wschodem słońca
Doszedł do końca.
Odeszła do tamtego świata
I nie ma bata.
Tak do sławy parła,
Że w niesławie zmarła.
Epitafium nie powstało,
Choć chciał pisać je poeta,
Gdy się nagle okazało,
Że to tylko kopiec kreta.
Teraz skrobie rzepkę w grobie.
Tu leżała Hinduska,
A dziś metra stacja,
To najbardziej niezwykła
Jest reinkarnacja.
Uwielbiała woń kwiatów
ze swego ogrodu,
I po śmierci je wącha,
tyle że od spodu.
Chwycił styk, no i fik.
Dochrapałby się profesury,
lecz odszedł jeszcze bez matury.
Ostatnim razem
zaliczył bazę.
Tu leży wyborca, co głosował durnie -
spalił się ze wstydu i sam spoczął w urnie.
To prawdziwa mumia, choć się śmieje sceptyk,
że tak dziwnie stoi - to był kataleptyk.
Chociaż ze sceny zszedł, to w tym dole,
tak, jak w teatrze - gra główną rolę.
Źle beemkę ktoś zespawał,
droga kiepska, więc
kółko im się połamało
i zrobili bęc.
Wychowawczyni odeszła z klasą,
bliźniaczych grobów więc rzędy dwa są.
W oliwce, w talku
na katafalku.
Nawet w mogile
leży w tyle.
Choć złamane miał kończyny,
pod oczyma lima,
mówił grabarz co niósł trumnę,
że świetnie się trzyma.
Tu leży Dracula - wampir - śmierci pastwa,
bo krew całą tutaj ssie stacja krwiodawstwa.
Zmarła, opuszczając rozpusty dzielnicę,
zamiast rąk ku niebu, uniosła miednicę.
Mówili mi, że hetery
tej pozbyć nie da się,
ale była w dobrym miejscu,
we właściwym czasie.
W burdelu samuraj zrobił sobie kuku,
bo zamiast se puknąć popełnił seppuku.
Dziw, że się skończyła
była taka mocna,
a ją obalono
w jeden wieczór do cna.
To mistrz piekarski, lecz pismo rzecze,
że mu już więcej się nie upiecze.
Gdy na szczyt wchodził, zdrowy się zdawał,
lecz podczas zejścia zszedł, lecz na zawał.
Durny, niedurny
trafia do urny.
Tak urodziwy,
że trup, jak żywy.
Pochowany,
a kawał
wystawał.
Wielu z okolicy przyszło
zobaczyć, co z niego wyszło.
Po własnym pogrzebie
pewnie się wygrzebie.
Ma spokój niebieski
od deski do deski.
Na nic ciało
to się zdało.
Raz pewien reżyser łeb ukręcił hydrze,
pchała się na afisz, a jest na klepsydrze.
Sens porzekadła tego zamień -
trafiła kosa na kamień.
Dwie śmierci daty nie są mylące,
bo przecież kij ten miał dwa końce.
Tu naszej trupy trupy
leżą zebrane do kupy.
Za życia do żadnej pracy się nie najął,
dopiero po śmierci gruntownie się zajął.
Kręcił z jakąś pipą klip
i przekręcił się, więc R.I.P.
Choć już dni tyle po pogrzebie,
IPN grzebie wciąż i grzebie.
Wąskie ma źrenice, lico trupio sine,
bo miast atropiny dostał atrupinę.
Jemu nie tyka
i on - budzika.
Tutaj leży, się nie żali,
dobrzy kumple go wkopali.
Tu leży prawda - po środku,
czyli w największym smrodku.
Gdy padł rozkaz "spocznij",
nawet nie pisnęli,
skonali, jak stali
i tutaj spoczęli.
W tym miejscu baterię moją pochowałem,
bo mi nagle padła, choć ją ładowałem.
Tu leży Morze Martwe.
Pech
zdechł.
Wieść po cmentarzu ludzie niosą,
że umarł w butach, chociaż boso.
O jego życiu powiem tyle,
że żył i spoczął tu - w Mogile.
Tu leży kat,
więc jest wakat.
Dobrze, że zza wieńca
nie widać zboczeńca.
Dziś wystawia członki
z dębowej jesionki.
Za taki uczynek,
wieczny odpoczynek...
Żył, a pochowali go,
takie małe qui pro quo.
Tutaj spoczywa bóg Tanatos,
zabił go epitafiów patos.
Tu będzie grób Zosi,
bo się o to prosi.
To jest kwatera
sutenera.
Ma wielki problem, bądźmy szczerzy,
bo chyba sporo się należy.
Dobrze tej pannie
w białej mariannie.
Tu leży sukienka,
krawcowa ją szyła.
Zanim ją oddała,
to ją wykończyła.
Leży, jak kłoda,
więc jej nie szkoda.
Miał i ma znowu przepieprzone,
bo przeszedł na tę drugą stronę.
Mówili mu, że chcieć to móc,
lecz nie udało się bez płuc.
Leży między polami
dziura zabita dechami.
Po zakupy chodził dzielnie,
aż po drodze zszedł śmiertelnie.
Tu są Jamesa Bonda szczątki wykopane,
trochę są wstrząśnięte i lekko zmieszane.
Dokładnie to zeszłego wtorku,
podłamał się i utknął w korku.
Dobiła do portu
łódź gorszego sortu.
Wieczny rejs to straszna lipa,
bowiem krypta to nie krypa.
Leży wprost na wodnej żyle,
stopę wody ma pod "kilem".
Ubijała jajka i skończona bajka.
Noce i dnie leżą na dnie.
Umarł, cholera!,
nie miał dublera.
Donoszę z boleścią,
jest swej pracy treścią.
Gdy już jego ciało w mogile spoczęło,
to wyryto napis: "koniec wieńczy dzieło".
Kiedy go w mogile owej pogrzebiono,
to naród dał napis: "Pro publico bono".
Leży onanista
pod tą górą piachu,
trzyma wróbla w garści,
a gołąb na dachu.
To prawie bohater,
mogę dać wam słowo,
trafił na kolumnę,
lecz tylko rządową.
Tutaj leży sługa boży,
wszystko dobrze się ułoży.
Banał - wpadł w kanał.
Wyrwała chwasta niewiasta.
Tu leży kolega,
co mi wciąż zalega.
Pochowana w tej mogile jest sądowa biegła,
wszyscy na niej polegali, ona raz poległa.
O jego zasługach ni słychu, ni widu,
dlatego gdy skonał, spalił się ze wstydu.
I największych ludzi dość brutalny finał,
choć poruszył Ziemię, to sam się zatrzymał.
Tego dyrektora bardzo szanujemy,
chociaż nas wykopał, my go zakopiemy.
Oddajmy tutaj cześć kolegom -
mistrzom zabawy w chowanego.
Tomików by stworzyła z pięć,
lecz ją po pierwszym zatłukł zięć.
Uraził żonę tym afrontem,
że spoczął na niej, lecz nie frontem.
Przechodniu powiedz Sparcie...,
umarłem przez żarcie.
Nie skąp chryzantem,
choć był dewiantem.
Umarłaby była
jeżeliby żyła.
Namaszczona olejami świętymi nie była,
bo umarła z przerażenia, że by zbyt utyła.
Po śmierci także...dała ciała.
Tak wiele prób
i w końcu dup!
Odkąd tutaj leży pyskata dziewczyna,
chociaż jest wcinana, to się już nie wcina.
Już się chyba
nie pogiba.
Żona jedną nogą już na tamtym świecie,
lecz on od niej lepszy, pierwszy jest na mecie.
Już po nim. Skończył się we wtorek,
bowiem wszystkiego miał pod korek.
Leży tu satyryk, uśmiechy, oklaski,
a on przecież leży bez pośmiertnej maski.
On tu jest.
Ale jazz!
Tu muszkieterów leżą trupy,
cement zalany był w trzy dupy.
Tutaj spoczywa pewien mim,
więc trudno się dogadać z nim.
Rozbił się skacząc z samolotu,
bo był poetą niskich lotów.
Żeby się turlać, miał plany wielkie...
Spoczął. Nabity został w butelkę.
Kicha!
Nic go nie natycha.
Że już jej nie ma - smutek wielki,
lecz się ruszają pantofelki.
Leżą kochani - "Ugotowani".
Jego ciało i bez duszy
pewno gdzieś się zawieruszy.
I w tej pozycji
są w opozycji.
Nie miała niewierna
żona tego planu,
zasypiała z panem,
a zasnęła w Panu.
Przez całe życie na oceanie,
teraz kwaterę w piachu dostanie.
Do grobu przybył dzisiaj rano,
myląc karawan z karawaną.
Tu leży rata,
nie moja strata.
Przez całe życie
byłem głuchy,
lecz że umarłem
doszły mnie słuchy.
Ambitni byli
i się wybili.
Co za tupet?!
Leży tu pet.
Mówił, że niby
idzie na grzyby.
W wiecznej puste
na przepustce.
Tu leżą wszystkie moje żony,
panom w mogiłę wgląd wzbroniony!
Chociaż do celu
dążył po tropach,
to szkoda chłopa.
Tu leży wędkarz nie byle jaki,
do grobu skoczył po robaki.
Ten niewypał go rozsypał.
Odłamkowy
i gotowy.
Wierzyłem, że "non omnis moriar",
lecz inna była trajektoria.
Kiedy go chowano, rzucał się uparty,
bo chciał oprócz before, być na after party.
On dziś jest w niebie albo w piekle,
a tu dokoła ma bambetle.
In the end boysbandu,
lecz bez happy endu.
Już nie dycha.
Jeszcze by oszukał wielu,
ale śmierć niemiła
użyła swego fortelu
i go przerobiła.
Jako że klacz była podła,
wysadzony został z siodła.
Już nie pofika.
- Idź do diabła!
Tak mówili ci, co go słuchali.
On nie słuchał, lecz słuchali diabli...
i zabrali.
Mikołaj Rej - panta rhei.
By dochować tajemnicy szukał wciąż sposobu
i dochował, bo ją zabrał ze sobą do grobu.
Tu leży Truposz Jarmuscha
Choć Jarmusch ciągle się rusza.
Przemiana to wielka, a nie byle jaka,
bo z Jacka Soplicy dziś nic prócz Robaka.
Chociaż nie był bity w ciemię,
jak Ci bici w ziemi drzemie.
Buszował w zbożu, było fajnie,
lecz jechał rolnik na kombajnie.
Miał smaka na maka,
a wyszła - .....
Przeszła do lepszego świata
"Dobra zmiana". Żadna strata!
Wpadł pod lód, łowiąc karaska
i już się nie wykaraska.
Przechodniu powiedz Sparcie,
że jestem w dań karcie.
Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2024
Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2024