***
spod czapki śniegu
zerkają w stronę słońca
zmarznięte drzewa
***
kropla za kroplą
spływają z moich okien
witraże zimy
***
kruszeją lody
kra kra z radości krzyczą
gawronie chóry
***
wezbrana rzeka
dorównać pragnie niebu
rozlewa błękit
***
marcowe słońce
starczyło żeby rozgrzać
serce pierwiosnka
***
wiekowe dęby
podobnie jak ja mają
zielono w głowie
***
trzepoczą skrzydła
milionów kropel wody
huczy wodospad
***
ciepłe sny stygną
gdy wdziera się przez okno
powiew przedświtu
***
chodź na majówkę
słyszysz w katedrze lasu
konwalie dzwonią
***
pod niebem łąki
płonie ognisko słońca
sen nietoperza
***
rzeka potrafi
nadać najtwardszym głazom
szlif łagodności
***
w rybackie sieci
ławicę ryb przywiodła
szczęśliwa gwiazda
***
po skalnej ścianie
człowiek idzie do nieba
razem z butami
***
skaliste szczyty
od wieków patrzą na świat
kamienną twarzą
***
zdyszane miasto
złapało późną nocą
miarowy oddech
***
nocą witraże
wznoszą bezbarwne modły
o promień światła
***
pędzel jutrzenki
na sinym dachu nieba
maluje freski
***
kropelki rosy
ociera promień słońca
z policzka róży
***
konają puszcze
zielone szyje ściska
pętla asfaltu
***
cekiny nieba
nawet gdy się wypalą
nadal nam świecą
***
wyciągam ręce
upadam na kolana
zbieram poziomki
***
leśne maliny
kuszą by zakosztować
dzikiej słodyczy
***
potędze wiatru
zuchwały opór stawia
wydęty żagiel
***
piaski pustyni
uschły z próżnej tęsknoty
za glorią pereł
***
tylko pająki
potrafią ciągle plotąc
nic nie poplątać
***
poranne słońce
rzuciło jasne światło
na mroki życia
***
z leśnej gęstwiny
wyszła mi na spotkanie
zgubiona droga
***
przed wiejską chatą
w niedzielne popołudnie
ugięta ławka
***
po parasolu
spływają łzy rzęsiste
requiem dla lata
***
przywarły ciałem
w blasku świateł latarni
ćmy samotności
***
w ramionach ziemi
złożyło swoje ciało
spróchniałe drzewo
***
sterczą łodygi
dmuchawce tracą głowy
kiedy wiatr wieje
***
noce się dłużą
już nie pogania czasu
sekundnik cykad
***
patrzę ze szczytu
jak potok chmur zalewa
senną dolinę
***
ucichły ule
snujmy jak złote pszczoły
słodkie marzenia
***
w stalowym niebie
przegląda się dzień cały
strapiona dusza
***
upartym drzewom
na próżno wiatr przywraca
zrzucone liście
***
na wrzosowisku
strudzony dzień wygląda
zmierzch nie nadchodzi
***
jesienną porą
snują się po ulicach
dymy bez ognia
***
staruszka jesień
na żółtych kartkach pisze
testament liści
***
idź jak Tezeusz
z nicią babiego lata
w labirynt zimy
***
nastała zima
wiewiórka twardy orzech
ma do zgryzienia
***
zima tak mroźna
że tylko Styksu wody
nieskute lodem
***
nie czas na miłość
Amor wypuszcza strzały
lodowych sopli
***
swoje haiku
pędzelkiem piszesz co dzień
na kartkach powiek
***
ja tobie wszystko
a ty półksiężyc w serce
i kamień w wodę
***
tak bardzo kocham
że często zapominam
mówić ci o tym
***
mojemu sercu
jesteś najbardziej drogą
drogą donikąd
***
usta kobiety
całują pomarańczą
mówią cytryną
***
kwiaty w wazonie
jeszcze jedna ofiara
naszej miłości
***
drapieżne zwierzę
nosi na swoich plecach
łagodna pani
***
żurek z kiełbasą
połyka w pustej kuchni
tłuste romanse
***
zdjąłem piżamę
wtem mnie za gardło chwycił
krawat sumienia
***
ślimak i człowiek
pierwszy ma dom na plecach
drugi na głowie
***
to pierwsza wiosna
którą oglądać będę
okiem jesieni
***
ludzką oziębłość
na próżno pragnie przebić
serca przebiśnieg
***
szare gołębie
przynoszą szarym ludziom
skrzydlate myśli
***
strumienie czasu
skutecznie gaszą ogień
człowieczych pragnień
***
stary kawaler
przez niedomyte okno
zerka na miłość
***
wyłącznie ślepcy
mogą mieć jasny ogląd
ciemnoty świata
***
w amforze ciała
jak w lampie Aladyna
drzemie potęga
***
kolejny miesiąc
przebiegłem w bezsensownej
pogoni jutra
***
co za paradoks
świat który gonię biegnie
w przeciwną stronę
***
nasza planeta
stała się dla swych bogów
kulą u nogi
***
gdzie jesteś Boże
gdy niewidoma prosi
o grosz żebraka
***
prowadź mnie Boże
twojego linoskoczka
po pętli życia
***
gdy spłodzę syna
i własny dom zbuduję
wyrosnę drzewem
***
pies wylizuje
wrzody i krwawe rany
mej samotności
***
kłamliwy zegar
wskazuje czas co wraca
do punktu wyjścia
***
zazdroszczę kretom
że odnajdują radość
w spoczynku w ziemi
***
wynajmę pokój
w piwnicach codzienności
emigrant z raju
***
na czole starca
Bóg rzeźbi dłutem czasu
zakręty życia
***
z pierwszego piętra
śmierć mnie przekwateruje
na parter nieba
***
chcę tak jak motyl
odejść niepostrzeżenie
na wieczną łąkę
***
przyjdzie przed świtem
po cichu na paluszkach
złodziejka smutków
***
każda sekunda
czyni z naszego życia
wielkie rozstanie
***
życie jest złudą
zrozumiesz to gdy w końcu
śmierć cię obudzi
***
przed śmiercią w morzu
choć myślą każda rzeka
wraca do źródła
***
wyschnięte źródło
nie roni kropel wody
chociaż las płonie
***
ma wiarę w Boga
straciwszy wiarę w życie
oczodół pusty
***
śmierć jest artystką
rozmywa świat jak pędzel
impresjonisty
***
księgi wieczności
zapiszą nasze życie
krótkim haiku
Zapraszam Państwa do zapoznania się z krytycznym omówieniem powyższego zbioru OMÓWIENIE, oraz do zapoznania się z moim głosem w dyskusji na temat tego czy wiersze, które Państwo przeczytaliście powyżej mogą być określane mianem haiku, czy też nie, bo zakładam, że dla wielu z Państwa mogły się one wydać nieprzystające do wzorca klasycznego haiku japońskiego, jak też tzw. haiku współczesnego opartego na klasycznym haiku japońskim - DYSKUSJA.
Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2024
Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2024