W 1997 roku ukazał się nakładem Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich mój czwarty tomik poetycki "Podszepty chwili. Haiku". Mała niebieska książeczka, w której znalazło się ponad osiemdziesiąt utworów, które określiłem mianem haiku, choć wierność wobec klasycznego wzorca tego typu utworu sprowadzała się w istocie do zachowania jedynie tej reguły formalnej budowy, jaką jest pięć, siedem i pięć sylab. Tomik ukazał się pięć lat po opublikowaniu pierwszego wydania Haiku w przekładzie Czesława Miłosza, a dziewiętnaście lat przed pojawieniem się Polskiego Stowarzyszenia Haiku, skupiającego poetów haiku oraz działającego na rzecz rozwoju i propagowania haiku klasycznego i haiku współczesnego opartego o klasyczne wzorce japońskie, a także form pokrewnych takich jak haiga, haibun, tanka, renga.
W tym samym 1997 roku część z owych haiku przetłumaczył Krzysztof Lipiński na język niemiecki, a Galina Kruk na język ukraiński, a owe tłumaczenia ukazały się w trójjęzycznej antologii "XXV Jubileuszowa Krakowska Noc Poetów" (Kraków, Lwów, Norymberga, ZLP 1997, s. 25, 38, 53.). W roku 2000 wybór 19 haiku z tomu "Podszepty chwili" ukazał się w czasopiśmie "Poezja dzisiaj" (13/14/2000 s. 50-51).
Piszę o tym wszystkim nie bez kozery. Sprowokowała mnie do tego dyskusja tocząca się na portalach literackich na temat tego, czym haiku jest, czym haiku nie jest, co można nazwać haiku, a co jedynie miniaturą liryczną.
Dyskusja ta jest bez wątpienia niezwykle interesująca, poszerzająca wiedzę w przedmiotowym zakresie, obfitująca w liczne omówienia krytycznoliterackie twórczości haiku w Polsce i na świecie, pełna bardzo ciekawych i inspirujących przykładów.Z dyskusji owych wyłania się wiele sporów, ale jeden jest zasadniczy, fundamentalny. Dotyczy on prawa do nazywania haiku tych utworów, które nie są haiku klasycznym i haiku współczesnym opartym o klasyczne wzorce japońskie. Nie będę w tym miejscu próbował rekapitulować owych dyskusji, bo wówczas albo zmuszony byłbym stosować daleko idące uogólnienia, albo musiałbym porzucić zamiar stworzenia blogowego wpisu na rzecz napisania obszernej rozprawy. Zainteresowanych tą kwestią odsyłam do publikacji Agnieszki Żuławskiej-Umedy na stronie Polskiego Stowarzyszenia Haiku (http://psh.org.pl/), czy do forów internetowych i grup na Facebooku, które twórców klasycznych haiku i haiku współczesnych opartych na klasycznych wzorcach japońskich gromadzą.
W niniejszym wpisie zamierzam bronić prawa do nazywania mianem haiku utworów, które mieszczą się jedynie częściowo, czy też w całości w regułach wyznaczanych w dość ogólnikowych definicjach haiku, jakie znaleźć można w słownikach terminów literackich, np.:
"haiku to gatunek japońskiej poezji lirycznej. Powstał w XVII w. i uprawiany jest do dziś. Haiku składa się z trzech wersów o długości 5, 7 i 5 sylab. Rozległa tematyka ujęta jest zwięźle, rzeczowo, często dowcipnie, podsumowana puentą. Poeci europejscy zainteresowali się tą formą na przełomie XIX i XX w. W poezji polskiej nawiązywali do niej S. Grochowiak, R. Krynicki, Cz. Miłosz. Fascynację haiku tłumaczy się potrzebą ucieczki od zalewającego współczesnych odbiorców kultury masowej nadmiaru nachalnych informacji, szukaniem skupienia, wyciszenia, ascetyzmu języka i prostoty formy.
(https://www.bryk.pl/slowniki/slownik-terminow-literackich/).
Klasyczne haiku wyrosło ze specyficznej japońskiej kultury, filozofii, religii. Próba przeniesienia haiku na grunt europejski jest więc działaniem, które z oczywistych względów wymusza zmianę. To trochę tak, jak próba hodowania w warunkach polskich karczochów, czy cytrusów, Można, ale ze świadomością, że nie przyniesie to tych samych efektów, co w miejscach, w których te rośliny występują naturalnie. Można oczywiście próbować naśladować japońskie wzorce, ale czy trzeba? Można przejść na buddyzm, medytować, rozwijać religijną kontemplację, by osiągnąć stan buddy, ale czy to jest warunkiem koniecznym, by pisać współcześnie haiku? Myślę, że nie. Rozumiem motywacje, szanuję przekonania i doceniam dokonania twórców zrzeszonych i sympatyzujących z Polskim Stowarzyszeniem Haiku, jednocześnie tych przekonań, i motywacji nie podzielając.
Gatunki literackie rodzą się często samoistnie, a w teorie obrastają wtórnie. Co więcej teorie te wraz z historycznym rozwojem gatunku literackiego podlegają modyfikacjom, co jest przejawem nie zwyrodnienia gatunku, ale jego rozwoju, ubogacania. Dobrym przykładem w tym kontekście będzie rozwój sonetu. Jak wiadomo wzorzec tego gatunku wykształcił się we Włoszech w XIII – XIV wieku na podstawie wzorów z poezji ludowej, a za twórcą sonetu uznaje się poetę szkoły sycylijskiej Iacopo da Lentini. W późniejszym okresie ów wzorzec ulegał różnorakim przeobrażeniom, twórcy próbowali realizować sonet w odmienny sposób, czego efektem jest dziś poza sonetem włoskim (nazwijmy go klasycznym), sonet francuski, sonet angielski, a w zasadzie dwa rodzaje angielskiego sonetu - szekspirowski i tercynowy. Do tego wszystkiego warto dodać, że współcześni autorzy tworzą też sonety bez rymów, a jedynie zachowując właściwy sonetowi rytm.
Tak więc moje haiku z 1997 roku wbrew wszystkim tym, którzy chcieliby zabronić mi nazywania ich tym mianem, nazywał będę nadal - haiku, bo jestem głęboko przekonany, ze mam do tego prawo tak samo, jak mają prawo poeci wychowani w religii katolickiej, protestanckiej, prawosławnej, czy w judaizmie i w śródziemnomorskiej kulturze określać się twórcami haiku klasycznego, czy tez współczesnego opartego o klasyczne wzorce japońskie. W istocie spór ten, choć niezwykle ożywiony, ciekawy i obfitujący często w pouczające argumenty z obu stron jest sporem typowo akademickim. Ostatecznie o tym czy dany utwór literacki jest dobry, czy też nie, decyduje gust czytelniczy, czy też artyustyczno-ideowe przekonania krytyków literackich. Dla mnie osobiście kwestia - czy dany utwór jest klasycznym haiku, współczesnym haiku opartym o klasyczne wzorce, czy haiku nie opartym o te wzorce jest kwestią mało istotną. Czytuję zarówno jedne, jak i drugie i w jednych jak i drugich zdarza mi się dostrzegać poetycki geniusz, jak też i jego brak.
Znamienną cechą dzisiejszych czasów jest to, że pewne grupy, środowiska polityczne, religijne, kulturalne tworzą definicje pewnych pojęć i określają siebie jako wiernych zdefiniowanym założeniom za jedynie godnych tego, by nazywać ich patriotami, ludźmi wiary, czy twórcami haiku. Jednocześnie wykluczają z prawa do operowania tymi pojęciami tych wszystkich, którzy z ich definicją się nie zgadzają. Jeszcze raz pragnę podkreślić, że mój głos w dyskusji nie jest próbą zakwestionowania prawa określania się przez pewne środowiska wiernymi naśladowcami, czy też kontynuatorami tradycji klasycznego haiku, czy współczesnego opartego o klasyczne wzorce, ale wyrazem niezgody na zawłaszczanie sobie prawa do bycia arbitrem wobec tych, którzy ich poglądów nie podzielają, a zwłaszcza zawłaszczaniu sobie prawa do bycia dysponentem terminu, który do nich jako własność nie przynależy.
Zachęcam Państwa do zapoznania się z moimi haiku, jak też z krytycznym ich omówieniem autorstwa Jerzego Stanisława Fronczka.
Mariusz Parlicki, Podszepty chwili. Haiku.
Jerzy Stanisław Fronczek, Posłowie
Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2024
Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2024