Starość jest brzydka, pomarszczona, ma swój inny rytm, nawet inny zapach. Ze starymi trzeba się dobrze obchodzić, mówić do nich wyraźnie, niezbyt cicho, bo nie dosłyszą i niezbyt głośno, bo są bardziej nerwowi. Nie rozumieją tego, co dzieje się u nas w szkole, nie nadążają za nowinkami technologicznymi, a ich opowieści o dzieciństwie są tak absurdalne, jak te bajki o dzieciach znajdowanych w kapuście. Kochamy babcię, czy dziadka, czasem nawet bardzo, co nie zmienia faktu, że postrzegamy ich jako starych, bardziej starych niż rodzice, którzy oczywiście też są starzy i nas nie rozumieją, a przynajmniej nie rozumieją do końca, tak, jakbyśmy chcieli. Żadne dziecko nie marzy, by być starym. Co najwyżej, żeby być dorosłym, bo dorosłemu więcej wolno. Dorosłość jednak z perspektywy dziecka to nie trzydzieści, czy czterdzieści lat, a osiemnaście. Te trzydzieści, czy czterdzieści to już starość, choć wczesna i trochę lepiej akceptowana.
Z upływem czasu, gdy stajemy się nastolatkami zaczynamy bardziej rozumieć proces starzenia się, co nie zmienia zasadniczo naszego postrzegania osób starszych. Irytują nas w sklepie, gdzie widać, że są zagubieni, oszołomieni ilością bodźców, produktów, ludzi. Przeszkadzają nam na imprezach domowych, które wolelibyśmy spędzać w gronie rówieśniczym. Rozmowy z nimi raczej nie podtrzymujemy, odpowiadamy coś zdawkowo i uciekamy do swoich młodzieńczych zajęć. Na wesele zapraszamy ich, bo rodzice mówią, że tak wypada, a poza tym może sypną bardziej groszem, niż chętniej widziane nasze koleżanki, czy nasi koledzy.
Postrzeganie starości zaczyna się zmieniać, gdy sami wchodzimy w dorosłość, napotykamy na swej drodze koleżanki i kolegów ze studiów, czy z pracy, którzy są o kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat starsi od nas. Podobnie jak nasze mamy i babcie mamy dzieci, w małżeństwach nie zawsze jest różowo, pojawiają się problemy, o których kiedyś już od nich słyszeliśmy, tyle tylko, że teraz są to też nasze problemy. Choroby dotykają też nas, a nasze dzieci zaczynają nas pytać, o to, czy też kiedyś będą takie stare, jak my. Starzy ludzie wokół nas zaczynają nagle młodnieć. Już nie mówimy o nich z taką pogardą, jak zbuntowani nastolatkowie, zauważając starzenie się u siebie samych, nabieramy empatii dla starszych od nas. Nas przecież też to czeka i to szybciej niż kiedyś mogło nam się wydawać. Śmierć babci, czy dziadka nami wstrząsa. Nie byłi przecież tak starzy. To prawda, mieli rozrusznik, kulę, problemy z oddychaniem, ale w sumie to byli całkiem na chodzie, a przy tym świetnie wyglądali.
Prezentuję dzisiaj dwa wiersze poświęcone starości, które pokazują jak diametralnie różne spojrzenie na starość ma jedna i ta sama osoba, czyli w tym przypadku ja. Pierwszy wiersz napisałem jako czternastolatek, czy piętnastolatek, natomiast drugi dzisiaj rano, a więc w momencie, kiedy mam już ponad czterdzieści pięć lat. Wiersze te pokazują, jak z wiekiem zmienia się postrzeganie tego samego problemu. Nie chodzi tu tylko o to, że subtelnieje język, bo to może być cechą mojej lirycznej wypowiedzi z tamtego dawnego okresu i z dzisiaj, kwestia nastroju, który towarzyszył powstaniu tamtego i tego wiersza. Bardziej chodzi o to, że widząc to samo, widzimy zupełnie odmiennie. Mam nadzieję, że nie znużyłem was tym długim wywodem i znajdziecie jeszcze siły, by przeczytać i porównać te dwa wiersze.
Starzy ludzie
Starzy ludzie się na żółto zasuszają,
jak drzew kora zasypani są bruzdami,
chodzą dumnie niczym pawie,
oddychają, jak tramwaje
i łapczywie tlen w dziurawe płuca chłoną.
Starzy ludzie głośną trzeszczą,
gdy mróz ściśnie,
wiatr zawieje.
Słabo widzą,
toteż starość
gdzieś umyka im sprzed oczu.
Słabo słyszą,
toteż prawdę
cedzą sitem doświadczenia.
Starzy ludzie zarastają wioski, miasta.
Ogrodniczka śmierć jedynie je odchwaszcza.
Starzy ludzie wciąż na nowo przybywają.
(Ten wiersz powstał około 1988 roku, a ukazał się w moim debiutanckim tomiku "Kasyno życia". Zobacz - wiersze z tomiku "Kasyno życia".)
Z biegiem lat
starość młodnieje.
Starcza siwizna
staje się oznaką mądrości,
a bruzdy zmarszczek
odwzorowują przebytą siatkę dróg.
Nawet ten powolny krok
już tak nie irytuje,
jak wtedy,
kiedy stare trzydziestolatki
uczyły nas w szkole,
by im ustąpić miejsce
w tramwaju.
Mogłaby przecież jeszcze pożyć
mówimy
patrząc na pożółkłą twarz matki
po osiemdziesiątce
i
głupio brzmią słowa prawnuczka,
że zmarła
bo była stara.
(Ten wiersz napisałem dzisiaj rano, w wieku ponad czterdziestu pięciu lat)
Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2024
Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2024