Z poezją nie ma żartów, to twórczość śmiertelnie poważna, bo traktująca o sprawach dla człowieka najważniejszych: życiu i śmierci, miłości i nienawiści, dobru i złu, pięknie i szpetocie, o bohaterstwie i nikczemnym tchórzostwie, o wierności i zdradzie. Te i tym podobne opinie nie są w środowisku literackim odosobnione. Najczęściej padają z ust tych poetów, którzy nie mają za grosz ironii, czy autoironii, dystansu do siebie i otaczającego ich świata. Czy tak jest naprawdę, czy nasze życie to tylko sprawy śmiertelnie poważne i czy tylko nim powinna być poświęcona literatura piękna, a poezja w szczególności?
Wydaje mi się, że absolutnie nie, a tym bardziej, że w gronie poetów, którzy podobnie widzieli i widzą tę kwestię można znaleźć wielu naprawdę wybitnych: Tuwim, Szymborska, Barańczak, a wcześniej Kochanowski, Krasicki, Fredro i wielu, wielu innych mniej i bardziej znanych. O tym, że poezja niepoważna ceniona jest przez czytelników, choć mniej przez krytyków literackich, świadczy popularność Sztaudybgera, Waligórskiego, czy Kerna.
Głęboko wierząc, że poezji niepoważnej należy się szacunek i uznanie nie tylko czytelników, ale i historyków i teoretyków literatury, krytyków literackich i wydawców, od lat nie tylko uprawiam tę gałąź twórczości (równolegle z tworzeniem tak zwanej poezji poważnej), ale i podejmuję wysiłki na rzecz upowszechniania jej poprzez przygotowanie antologii, prezentujących dokonania w tym obszarze mniej i bardziej znanych moich kolegów po piórze.
Poezja niepoważna to taka, w której króluje humor, dowcip, satyra, ironia, absurd, nonsens, surrealizm. Czasem jest bardziej subtelna, czasem dobitna, ostra jak brzytwa. Realizowana być może zasadniczo we wszystkich gatunkach poetyckich, choć niewątpliwie można wskazać takie, które do realizacji jej celów szczególnie pasują. Co więcej poezja niepoważna nieustannie poszukuje nowych gatunków, w których może się realizować. Poeci niepoważni stają się często prekursorami gatunków nowych, które bądź zyskują na popularności i upowszechniają się wśród piszących żartownisiów, bądź też stają się efemerydami, próżno czekającymi na ponowne odkrycie i wydobycie z głębin zapomnienia.
Najczęściej twórcy poezji niepoważnej sięgają po takie gatunki jak: fraszka, limeryk, epitafium, satyra, bajka, humoreska, za sprawą Wisławy Szymborskiej po spopularyzowane przez nią: moskaliki, altruitki, odwódki, czy lepieje. Można jeszcze ten wachlarz gatunków uzupełnić o takie, jak: biografioły, czy onamudaje. Jeszcze raz podkreślam, że katalog owych gatunków jest katalogiem otwartym. Można znaleźć niepoważne sonety, treny, czy villanelle i wiele wiele innych.
Poniżej zamieszczam przykłady poezji niepoważnej mojego autorstwa. Nagłówki są podlinkowane i przeniosą czytelników do podstron zawierających więcej tego typu twórczości
***
Nie bądź na płacz dzieci głucha!
Kiedy płaczą – siądź i słuchaj.
***
Wspomóż skacowanych braci!
Kiedyś to ci się opłaci.
Od plotek tłuszczy huczała puszcza,
Bo puszczyk z pliszką w puszczy się puszczał.
Puścił się wtedy, mówiła sroka,
Kiedy go żona spuściła z oka.
Wrócił od pliszki. Dostał po paszczy,
Czyli po dziobie. Próżno się płaszczy,
Próżno wątpliwe racje wyłuszcza,
Bo Puszczykowa mu nie odpuszcza.
A wręcz mu grozi, że w puszczę puści
Wieść, że do siebie go nie dopuści.
By przed skandalem ustrzec się puszczyk
Na dłuższą chwilę wybył do Ustrzyk.
Wrócił po roku w dziobie z prowiantem,
Lecz już go żona puściła kantem.
Na próżno puszczyk w drzwi domu puka.
Dziś w jego dziupli już dzięcioł stuka.
Morał - gdy kiedyś zechcesz się puścić,
Odpuść..., czasami warto odpuścić.
***
Maria Skłodowska-Curie
dostała raz furii w kurii,
gdy arcybiskup - stary dziad
widząc ją, stwierdził, że jest rad.
Odeszła teraz do domu Pana,
Choć wcześniej była też z tego znana.
Czegoś wielkiego dokonał
Dopiero wtedy, gdy skonał.
Przemiana to wielka, a nie byle jaka,
bo z Jacka Soplicy dziś nic prócz Robaka.
Patrzy ze wstrętem na twarzy,
gdy się herbata z łyżeczką parzy.
Gdy natenczas Wojski
róg bawoli chwyta,
myślę, czy to muzyk
jest, czy sodomita.
Ciągnie panny do sutanny,
mężatki do koloratki.
Księdza szelest stów
zaś ciągnie do wdów.
Dialog małżeński
Żona:
— Co mam zrobić byś miał wreszcie na mnie chęć?
Już kupiłam sobie Chanel numer pięć
i sukienkę ekskluzywną w sklepie Diora,
wynajęłam apartament na Azorach,
dziś zrobiłam ci krewetki na kolację,
kiedy nie masz racji, mówię, że masz rację,
a ty siedzisz i masz minę — żrący kwas
i gdy kleję się do ciebie — ty jak głaz.
Mąż:
— Co mam zrobić, byś mi dała święty spokój?
W sanatorium się leczyłem już pół roku,
u psychiatry byłem, dał mi psychotropy,
przez luksusy, co u ciebie maja popyt,
kradnę, kręcę, kombinuję, łatam dziury,
byłem już wzywany do prokuratury,
tam straszono mnie procesem i więzieniem.
Co mam zrobić, bym nareszcie miał wytchnienie?
***
Lepiej mieć wybitą szczękę,
Niż tą szczęką szczękać z lękiem.
***
Lepiej luki mieć w pamięci,
Niż pamiętać z kim mąż kręci.
***
Lepiej zrobić z gęby dupę,
Niż być całą gębą trupem.
Pewien chłopiec, co mieszka w Skarżysku
od dziewczyny swej dostał po pysku.
Wyznał: - pierwsze wejrzenie
to jest zauroczenie,
które mija po pierwszym wytrysku.
Pewien don kochał donnę Donatę.
Co dzień jej nucił denną sonatę.
Nie była skłonna
Być z donem donna,
Więc biedny don jest denatem.
Sucha Elżbieta, co mieszka w Tylży
Mocno nawilża się przy odwilży.
A myśli Tylża
Ze się nawilża
Gdy ją zelży ktoś, lub gdy ją zwilży.
***
Gdy ktoś uzna, że Angole
Żyją w Anglii, nie w Angoli,
Temu nieźle przyfasolę
Przy kaplicy Świętej Oli.
***
Gdy o Austrii ktoś bezczelnie
Powie: - to kraj gór i lasów,
Będzie z głodu konał dzielnie
Przed siedzibą Caritasu.
***
Kto powie, że w Watykanie
Aborcja jest zakazana,
Niech rozbije łeb na ścianie
Katedry Świętego Jana.
***
Po ale -
gorzkie żale.
***
Po ipie -
człowiek się sypie.
***
Po apie -
głupio się chlapie.
***
Po unicum -
heatrum tragicum.
***
Po adwokacie -
jaja w alkomacie.
***
Ona mu daje. Trzecią godzinę,
on u niej leży, nie siedzi,
o czym uprzejmie całą rodzinę
powiadamiają sąsiedzi.
***
Ona mu daje, a on obiekcje
natury ma estetycznej,
więc by wykluczyć dzisiaj erekcję,
wypił dwa litry stolicznej.
***
Ona mu daje na piękne oczy.
To takie słodkie i miłe.
On równie mile ją tym zaskoczył,
że dał jej na piękny tyłek.
Gej bratem twym, nie zarazą,
miej moc miłości, nie karm serca odrazą,
bliźniego kochaj, nie złorzecz,
głodnego nakarm, nie trudna jest to rzecz,
otaczaj się ludźmi, nie bożkiem mamony,
opłacaj dobro, nie daj kalać księżom ambony.
Z pewną poetką nie chce nikt
Zostać za żadną cenę,
Bo nie dość, że wciąż wenę ma,
To wciąż ma też migrenę.
Poetka bardzo płodna jest,
ej wierszy nikt nie zliczy.
Raz, gdy czytała je, to pies
Powiesił się na smyczy.
Słysząc te wiersze kaktus zwiądł,
Pół litra się wypiło,
Tak wzruszył się, że wysiadł prąd
I ciemno się zrobiło.
Przyszedł elektryk - chłop jak dąb,
Na imię miał Eugeniusz
I go poraził, lecz nie prąd,
A tej poetki geniusz.
Elektryk skonał, ale wpierw
Dopuścił się herezji,
Bo błagał, by go chował ksiądz
Lecz prozą, bez poezji.
Choć trup się wkoło gęsto słał,
A łeb poetce pękał,
Ona tworzyła wierząc, że
Ma głębszy sens ta męka.
Gdybym mógł, Nobla bym jej dał,
Dorzucił cztery Nike,
Byleby była z nami już
Nie ciałem, lecz pomnikiem.
Dobrych poetek wiele znam,
Więc was przestrzegam jeno
Przed tą, u której miesza się
Migrena razem z weną.
Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2024
Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2024