Poezja egzystencjalna - główne tematy i ich ujęcie
Poezja egzystencjalna to nurt literacki, który skupia się na refleksji nad istnieniem człowieka, jego miejscem w świecie i relacją z otoczeniem. Główne tematy poruszane w tego rodzaju poezji to m.in. samotność, egzystencjalna pustka, sens życia, śmierć, czas, relacja z otoczeniem i/lub z absolutem, czy absurdy codzienności.
Jednym z kluczowych tematów poezji egzystencjalnej jest samotność. Poeci często ukazują w swoich utworach poczucie własnej izolacji, alienacji i braku zrozumienia ze strony innych ludzi. Poprzez metafory, obrazy i symbolikę starają się oddać emocje związane z własną odmiennością, z własnym osamotnieniem.
Inny ważny motyw poezji egzystencjalnej to uczucie pustki, uczucie braku sensu życia, bezsensu podejmowanych działań, braku sprawczości, realnej możliwości kształtowania swojego losu. Poeci często poruszają temat absurdu egzystencji, ukazując bezradność jednostki w obliczu nieuchronnej śmierci i przemijania, wobec bożych planów na nasze życie.
Poezja egzystencjalna w sposób głęboki i emocjonalny analizuje ludzkie doświadczenie, stawiając pytania o istotę bytu i sens życia. Jej ujęcie jest często metaforyczne, symboliczne, a czasem dojmująco dosłowne.
Wiersze i piosenki, które przedstawię poniżej odnoszą się do tych i tym podobnych zagadnień i są wyrazem moich nastrojów, przemyśleń, doświadczeń i spostrzeżeń, które zgromadziłem na przestrzeni ponad trzydziestoletniej pracy literackiej.
Życie
czasem przecieka mi przez palce
płynie jak woda
rurą
kranem
póki ma płynną konsystencję
ciekawe jest
bo nieskopane
a gdy wysączy się do reszty
kropla za kroplą
kap
kap
skapnie
to gdybym mógł
to bym wychłeptał
raz jeszcze
krople te
ostatnie.
W kasynie życia
W kasynie życia graczy jest wielu,
a czas ruletę obraca,
diabelski lombard duszę przyjmuje,
w zamian srebrniki wypłaca.
W kasynie życia graczy jest wielu,
fortuna kołem się toczy.
Ktoś chce odegrać rozum stracony,
ślepiec chce wygrać tu oczy.
W kasynie życia graczy jest wielu,
o zmierzchu jest ich najwięcej.
Jak przegrasz życie, to śmierć wygrywasz,
fortunę zyskasz za serce.
W kasynie życia graczy jest wielu.
Wszystko tu przegrasz z czasem,
lecz mimo tego graj przyjacielu
choć króla biją ci asem.
W kasynie życia graczy jest wielu,
bo drzwi wyjściowych tu nie ma.
Jeśli nie wejdziesz i tak przegrałeś,
zniszczy cię żałość i trema.
W kasynie życia graczy jest wielu,
kasyno wszystkich pomieści.
Musisz pamiętać życie to hazard,
nikt się tu z nikim nie pieści.
I w którą stronę
dokąd
którędy
na jakie życie
gdzie port mój
przystań
serca podarte mięso na strzępy
i w którą stronę
dokąd
którędy
myśli pierzaste
chmur białych kłęby
i w którą stronę
dokąd
którędy
gdy sępy śmierci szczerzą już zęby
by miłość i gorycz wyssać
na jakie szczyty
na jakie drogi
i w którą stronę
dokąd
którędy
gdy w jedno miejsce wiodą zakręty
a kwiaty przecież tam zwiędły
i w którą stronę
dokąd
którędy
porażki serca
smutki i błędy
i w którą stronę
dokąd
którędy?
Kawałki świata
Świat się rozsypał na kawałki,
jedni je kleją, drudzy tłuką,
w jednych kawałkach stare bajki,
a w innych karmią się nauką..
Ktoś komuś kradnie trochę świata,
inny kawałek ktoś w proch ściera,
mijają dni, miesiące lata,
coś rodzi się i coś umiera.
Świat na kawałki się rozsypał,
maleńki okruch mym mieszkaniem,
za oknem lipa, wielka lipa,
bo nie wiadomo co się stanie.
Splin
i jestem tu
i mnie tu nie ma
tandetna proza
mdły poemat
wszystko
a może nic
po głowie biegną głupie myśli
noc senna
lecz się sen nie przyśni
za szybą blady świt
poranek wchodzi nieporadnie
jak małe dziecko
które kradnie w spiżarce słodki miód
a ja nie wstaję
bo i po co
i noc i dzień
jest dla mnie nocą
czas płynie morzem trwóg
po parapecie
strumienie deszczu płyną
dokoła cisza
wczoraj
dzisiaj
tak samo dzień mi minął.
Nasze role
W życiu grywamy małe role
za marne gaże i angaże -
okruchy na ogromnym stole,
drobne iskierki w pieca żarze
ziarenka piasku na pustyni,
kropelki wody w deszczu chmurze,
pestki ukryte w wielkiej dyni
i poeci - w literaturze.
Bezrefleksyjny świat
Gdyby tak świat się stał osobą,
gorzko zapłakałby nad sobą,
nad swoim życiem by zakwilił
żałośnie tak, że w owej chwili
by światu serce się rozpękło,
i kres by dało płaczom, jękom,
lecz że świat nie ma nic z człowieka,
żadna refleksja go nie czeka,
toczy się wciąż po swej orbicie
i wiedzie swoje nędzne życie.
Tak jest, nie może być inaczej,
więc tylko człowiek nad nim płacze.
Świat z naszego obrazka
W plastikowe ramy okienne
wmalowujemy
nasz obraz świata
grubą warstwą
syntetycznej farby
i pędzlem
ze sztucznego włosia.
W naszym dziele
czuć powiew świeżości
dezodorantu,
który imituje zapach sosnowego lasu
przerobionego
na eteryczne olejki.
Otwieramy szeroko usta
i chłoniemy ten słodki powiew
natury.
Jest tak pięknie,
że chce się żyć,
tylko coraz trudniej.
Niezmienne zmiany
Jak pokój kończy kiedyś wojnę,
tak wojna kończy kiedyś pokój,
lata spokojne w niespokojne
przechodzą, światło ginie w mroku.
Wielkie systemy religijne
czas w końcu zmienia w gruzowiska,
z których znienacka, tak, jak w filmie,
nowej religii źródło tryska.
Po starych pozostają młodzi,
po silnym ciele wątły szkielet,
susza przychodzi po powodzi,
a po niej znów, jak z cebra, leje.
W teatrze nowe scenografie,
nowych aktorów nowe role
czas zmieni w stare fotografie.
Pomnik się chwieje na cokole.
Padają oblężone twierdze,
wielkie dynastie, małe rody,
tak słabe, jak i mocne serce
pada, deszcz, czy śnieg w niepogody.
Padają bajońskie fortuny,
wzniosłe idee i teorie,
tak komputery, jak rozumy,
coś pada szybciej, a coś wolniej.
Padają wciąż autorytety,
jak pada wciąż w pacierzu amen,
święci mężowie i kobiety
i wiara w życia zmartwychwstanie.
Wielkie nic
Z życia wychodzi się ukradkiem,
tak po angielsku, bądź z przytupem,
z bogatym wieńcem, biednym kwiatkiem,
ląduje człowiek w czarnej dupie.
Ż życia odchodzi się powoli,
chociaż są tacy, którzy prędzej,
a potem można spać do woli,
bo potem nic już nie ma więcej.
Jest nic bezkresne, bez znaczenia,
bez sensu, źródła, bez przyczyny,
bez możliwości odrzucenia,
nic bez niczyjej chęci, winy.
Nic do niczego niepodobne,
nic, które się nie równa z niczym,
nic nic niewarte, nic niegodne,
nic, które z niczym się nie liczy.
Trudny temat
Życie to nie jest łatwy temat,
by liznąć je potrzebny łyk
powietrza, gdy się do widzenia
mówi brzuchowi mamy i
potem jest zwykle dalej trudno,
lecz trudno się nie zgodzić z tym,
że, choć jest trudno, to też trudno
rozstać się, gdy już trzeba, z nim.
Trzy karty
Życie jest jak w trzy karty gra,
by grać ktoś ciągle nas podpuszcza,
jest gra, a więc zabawa trwa,
zabawę lubi przecież tłuszcza.
Wygrać się da, co jakiś czas,
lecz więcej tracę niż wygrywam,
a Ty co wszystkie sztuczki znasz,
śmiejesz się, bo to niezła zgrywa,
więc mi wyjaśnij czemu tak
zależy ci bym wciąż obstawiał,
przed każdą partią wynik znasz,
więc czym cię bawi ta zabawa?
Życie jest jak w trzy karty gra,
by grać ktoś ciągle nas podpuszcza,
jest gra, a więc zabawa trwa,
zabawę lubi przecież tłuszcza.
Przegranym będzie każdy z nas,
nawet ten co dziś liczy zyski,
zabawa trwa, a płynie czas,
jak woda z przerdzewiałej miski.
I w końcu już ostatni raz
przyjdzie nam wybrać znów złą kartę,
więc czemu każesz nam wciąż grać
w to życie tak niewiele warte?,
więc czemu każesz nam wciąż grać
w to życie tak niewiele warte?
Życie jest jak w trzy karty gra,
by grać ktoś ciągle nas podpuszcza,
jest gra, a więc zabawa trwa,
zabawę lubi przecież tłuszcza.
Pytam, choć Twą odpowiedź znam,
jak znali ją przede mną gracze,
"Show most go on", więc rolę gram,
gram, choć bym wolał grać inaczej.
Ze sceny życia zniosą mnie,
nie zejdę z niej o własnych siłach,
jak każdy przegram swoją grę,
grę co choć straszna, piękna była.
Życie jest jak w trzy karty gra,
by grać ktoś ciągle nas podpuszcza,
jest gra, a więc zabawa trwa,
zabawę lubi przecież tłuszcza.
Cień
W każdym Słońca układzie
człowiek cieniem się kładzie
na tę Ziemię.
Człowiek cieniem się kładzie
w każdym Słońca układzie
na tę Ziemię,
sobie poddaną.
Różny jest względem Ziemi
układ Słońca,
lecz cieni wciąż przybywa,
a długość ich rośnie.
Człowiek cieniem się kładzie
w każdym Słońca układzie,
cieniem kładzie się
bezlitośnie.
Światy równoległe
Może są światy równoległe,
gdzie inne ma gra w życie tryby?
Może, lecz to jest równie pewne,
jak to, że żyję tu na niby.
Może w tych światach równoległych
człowiek ma kilka żyć i wcieleń?
Może, lecz to tak samo pewne,
jak to, co mówią nam w kościele.
Może są światy równoległe?
Jak ktoś chce wierzyć, niechaj wierzy,
lecz to wydaje się tak pewne,
jak to, że wiedza w krąg się szerzy.
W biegu
Ten jest piechurem,
ten sprinterem.
Na pozór łączy ich niewiele,
lecz obu w noce,
jak i we dnie...
życie biegnie.
Niestety,
do jednej
i tej samej
mety.
Kolej rzeczy
Wszystkie wolności karnawały
kończą się kiedyś Wielkim Postem.
Tak się obraca nasz świat cały,
życie choć trudne, jest dość proste.
Po dniu jest noc, po słońcu burza,
po wódce kac i płacz po śmiechu
Ma kwiat i kolce każda róża,
głos cichnie, cichnie głosu echo.
Bóg wie
- Czemu bezczynnie patrzy Bóg,
gdy wróg do wojny się sposobi?
Przecież by go powstrzymać mógł.!
- Bóg wie co robi.
- Dlaczego nie powstrzyma rąk,
którymi mąż swą żonę pobił.
Czemu jej nie oszczędził mąk?
- Bóg wie co robi.
- Katolik, muzułmanin, żyd -
ofiary nienawistnych fobii,
a nie odpowie za to nikt?
- Bóg wie co robi.
- Logikę nieczytelną ma,
ten Bóg, więc ja rozumiem, że
to wszelkie zło na ziemi trwa,
lecz po co? - To Bóg jeden wie.
Golgota
Cierniowych koron wyplataniem
zajmują się tyrani świata,
a ich poddani umieraniem.
Mijają dni, miesiące, lata.
Krzyży przydrożnych długi szpaler,
jak drogi, w bólu wszystkich łączy,
lecz nic nie zapowiada wcale,
że ten ból kiedyś się zakończy,
lecz nic nie zapowiada wcale,
że ten ból kiedyś się zakończy.
Krzyże sękate na ramiona
z rozkazu Pana biorą słudzy,
dźwigają je aż każdy skona,
na miejsce jednych przyjdą drudzy.
Krzyży przydrożnych długi szpaler,
jak drogi, w bólu wszystkich łączy,
lecz nic nie zapowiada wcale,
że ten ból kiedyś się zakończy,
lecz nic nie zapowiada wcale,
że ten ból kiedyś się zakończy.
Na chuście Świętej Weroniki
twarzy odcisków nikt nie zliczy.
poeta w smutku tkwi liryki,
pieniądze liczy handlarz zniczy.
Krzyży przydrożnych długi szpaler,
jak drogi, w bólu wszystkich łączy,
lecz nic nie zapowiada wcale,
że ten ból kiedyś się zakończy,
lecz nic nie zapowiada wcale,
że ten ból kiedyś się zakończy.
Mosty donikąd
Tylko na krótką chwilę
historie nasze się plączą,
a potem buduje się mosty,
które nie łączą.
Próżno próbują rozwiązać
filozofowie dylemat -
jak złączyć tych, którzy wciąż są
z tymi, których już nie ma.
Różnych religii mistrzowie
tłumaczą to, jak najprościej -
wierzyć, więc wierzę. Sam stoję
na tym donikąd moście.
Mamo
Coraz częściej myślę o Tobie,
coraz bliżej mi tam, do Ciebie,
nie wiem jak ułożyłaś sobie
to nie życie, czy życie - tam w niebie.
Nie wiem jak to odbierasz, co piszę,
nie wiem czy coś w ogóle odbierasz,
ale co dzień tu i tam Cię słyszę,
tak dokładnie Cię słyszę, jak teraz,
więc gadamy poważnie i durnie,
tak jak kiedyś, choć dziwię się trochę,
bo Ty przecież leżysz tam w urnie
i jedynie jesteś już prochem.
Droga
Droga złażona tak, jak buty,
i tak dziurawa, jak i one,
ot taka w sam raz dla pokuty,
wiedzie w nieznaną świata stronę.
Dokoła jakbyś makiem zasiał,
cicho, nie psuje nic wrażenia,
jakby ta droga wiodła prosto
do kresu w świecie tym istnienia.
Myśl jedna mąci inne myśli,
w mej głowie, gdy w dolinę ciemną
wchodzę: - gdzie teraz są ci wszyscy,
co przeszli drogę tą przede mną?.
Pytanie to bez odpowiedzi
w przydrożnym gubi się ruczaju,
a ja się zbliżam wciąż do kresu
tej drogi, w piekle, albo w raju.
Mój koniec świata
Mój koniec będzie końcem świata,
mojego świata będzie końcem,
choć słońce wam kolejne lata
rozświetli, to mi zgaśnie słońce.
Mój koniec będzie końcem świata,
mój świat zakończy się wraz ze mną,
więc w pewnym sensie mi to lata,
co będzie, gdy mnie strawi ciemność.
Nie jestem żadnym egoistą,
ale gdy mój świat piorun trzaśnie,
będzie mi obojętne wszystko,
czy słońce świeci, czy już gaśnie.
A kiedy mnie już nie będzie
A kiedy mnie już nie będzie,
to wszystko będzie, jak dawniej,
czasami smutniej i ciemniej,
czasami jaśniej zabawniej.
A czasem będzie dokładnie
tak, jak gdy teraz to piszę,
świat będzie toczył się gwarnie,
tylko go już nie usłyszę.
Słońce będzie to samo
rozświetlać tą samą ziemię,
gdy z nocy zbudzi się rano,
ja będę tylko już cieniem.
I będzie wtedy dokładnie
tak, jak teraz to piszę,
świat będzie toczył się gwarnie,
tylko go już nie usłyszę.
Ślad stopy na piasku
Odciskam stopy ślad na piasku
na wielkiej Plaży Zapomnianych,
bez fleszy, fanfar, bez oklasków,
zniknę jak srogich fal bałwany,
Me życie o śmierć się rozbije,
tak, jak grzbiet fali o falochrony,
ślad stopy morska woda zmyje
i tylko piach zostanie słony.
Gdybym w granicie ślad zostawił,
lub w spiżu odlał kształt swej stopy?
Też by go w końcu czas zjadł, strawił
i też by nikt nie mówił o tym.
Pamięć nas może trochę przeżyć,
krócej lub dłużej przetrwać może,
lecz do niej śmierć też zęby szczerzy,
nic w nieskończoność trwać nie może.
Odciskam stopy ślad na piasku,
wkrótce po śladzie nie ma śladu,
w sierpniowym niebie gwiazdy gasną,
na łeb, na szyję lecą na dół.
Droga jednokierunkowa
Wielkim Wozem,
Małym Wozem
Drogą Mleczną,
cały Wszechświat mknie,
gdzie jego ostateczność.
Mknie, choć wie,
że tak jak wszystko
w końcu skona,
chociaż zapiął się przed jazdą
w Pas Oriona.