06 czerwca 2020
Pandemia, wiersze z kwarantanny, wiersze i koronawirus

Wiersze z czasu pandemii

Ostatnie miesiące zmusiły nas wszystkich do radykalnej zmiany swoich planów, wywróciły do góry nogami nasze pojęcie o otaczającym nas świecie. Przypomniały, że zaraza, jak i wojna mogą powtórzyć się zawsze, a nasze przekonanie o osiągnięciu małej stabilizacji może z dnia na dzień legnąć w gruzach. Z dnia na dzień znów wyrosły nam granice, sąsiadujące kraje stały się strefami niedostępnymi dla zwykłego śmiertelnika. Nasz słownik codzienny poszerzył się o takie zapomniane, czy nieużywane powszechnie pojęcia, jak: pandemia, zaraza, maseczka, przyłbica, kombinezon ochronny, płyn dezynfekcyjny, kwarantanna, izolacja, dozór epidemiologiczny, koronawirus, krzywa zachorowań, bezrobocie, zasiłek, kryzys, recesja, bankructwo itp. 

 

Życie literackie w swej różnorodności i mnogości środków wyrazu w przestrzeni publicznej zupełnie zamarło. Zniknęły wieczory autorskie, spotkania promocyjne, konkursy, zloty, festiwale. Zawieszone zostały spotkania grup, związków i stowarzyszeń literackich. Zamknięto biblioteki i księgarnie. Literaci zaczęli uaktywniać się w większym stopniu w sieci, w mediach społecznościowych. Nagrywać zaczęli filmy ze swoimi utworami na YT, Facebooka, czy Instagrama, ale przede wszystkim zamknięci w domach i odizolowani od reszty społeczeństwa, zaczęli pisać więcej niż zwykle. Czas ten z pewnością okaże się owocującym wieloma interesującymi utworami, które zrodziły się z pandemicznej inspiracji, bądź też były jedynie konsekwencją pandemicznego odizolowania się autorów, od tego wszystkiego, co przy normalnie funkcjonującym świecie wpływa na nich dekoncentrująco.

Również i ja w okresie pandemii piszę więcej niż zwykle. Staram się zazwyczaj nie ulegać dekadenckim nastrojom, uciekam w humor i satyrę, bo to sposób na walkę z potencjalnie możliwą depresją. Czasami jednak i w moich wierszach rodzą się lęki, obawy o przyszłość, nastroje smutku i przygnębienia. 

Spośród licznych wierszy, które napisałem w tym pandemicznym okresie, chcę przedstawić Wam trzy, diametralnie różne w formie i w wymowie.

Pierwszy z nich to wiersz "Plan", który mówi, jak niewiele są warte nasze plany, jak są niestabilne, jak szybko może z nich nic nie zostać, jak coś, czego nie można przewidzieć, może je wysadzić w powietrze. Wiersz jest bardzo dosadny, za co osoby uczulone na dosadne sformułowania bardzo przepraszam, ale cóż, myślę, że czasami dosadność jest w pełni uzasadniona.  

 

Plan

 

Gdy wszystko idzie zgodnie z planem,

który układasz i wdrażasz mozolnie,

jedno jest pewne, jak w pacierzu amen,

że coś pierdolnie.

 

Choć zbierzesz w kupę to, co pozostało,

by konsekwentnym być danemu słowu,

że zrobisz wszystko, co być w planie miało,

pierdolnie znowu.

 

Przez to jest życie człowieka ciekawsze,

choć by nie płakać, trzeba setę golnąć

i w każdym planie przewidzieć - coś zawsze

musi pierdolnąć.

 

 

 

Drugi wierszyk to żartobliwa historyjka o korzyściach, jakie mogą wynikać z czasu kwarantanny i domowej izolacji. To wiersz dla tych, którzy cenią sobie absurdalne poczucie humoru.

 

 

Nie ma tego złego...,

czyli o molach i pewnej pannie
na i po kwarantannie

 

Zalęgły się w szafach pewnej pannie

mole, bo panna na kwarantannie

była, a to szczęśliwy traf

dla moli był, bo panna z szaf

nie wyciągała żadnych kiec,

chodząc sauté, tak można rzec,

a że ta panna celebrytką

była, więc z każdą zżartą nitką

czuł się zwyczajny dotąd mól,

jak mega gwiazda, życia król.

 

Po dwóch tygodniach kwarantanny,

aż się roiło w szafach panny

od tłustych moli. Mole te

można przyrządzić więc sauté,,

no a pocięte kiecki, bluzki

sprawdzą się, by odcedzić kluski,

bo jak wiadomo teraz w cenie,

bardziej niż ciuchy, jest jedzenie.

 

 

 

Trzeci wiersz, który chcę tu zaprezentować to "Wychodzenie z pandemii", a więc wiersz o procesie, który się rozpoczął, choć jego czas trwania i dynamika wydaje się dość niepewna i podatna na różne zawirowania.

 

Wychodzenie z pandemii

 

Chociaż ubrani w maseczki

możemy znów dojść gdzie chcemy:

w prawo,

w lewo,

przed siebie,

lecz trudno

dojść nam

do siebie.

 

i na sam koniec wiersz "Pomiędzy falami" z końca czerwca 2021 roku.

 

 

Pomiędzy falami
 
Malwy płot już obrosły, a bramę wjazdową
przysłoniła trawa bujna, jak czupryny
dzieci, które się szkoły znów uczą na nowo,
choć w tej kwestii zielone jeszcze jak jeżyny
 
Już wakacje niebawem. Owoców przybywa
na straganach, choć ceny pachną srogim grudniem,
obraz maski na ustach do mych oczu przywarł
silnie taķ, że już każdy w niej wygląda nudnie.
 
Koniec czerwca za chwilę. Przechyla się szala
i już będzie niebawem po połowie roku
dwudziestego pierwszego i wnet czwarta fala
do szpitali się wedrze i wróci niepokój.
 

 

Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2024

Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2024