Ostatnie miesiące zmusiły nas wszystkich do radykalnej zmiany swoich planów, wywróciły do góry nogami nasze pojęcie o otaczającym nas świecie. Przypomniały, że zaraza, jak i wojna mogą powtórzyć się zawsze, a nasze przekonanie o osiągnięciu małej stabilizacji może z dnia na dzień legnąć w gruzach. Z dnia na dzień znów wyrosły nam granice, sąsiadujące kraje stały się strefami niedostępnymi dla zwykłego śmiertelnika. Nasz słownik codzienny poszerzył się o takie zapomniane, czy nieużywane powszechnie pojęcia, jak: pandemia, zaraza, maseczka, przyłbica, kombinezon ochronny, płyn dezynfekcyjny, kwarantanna, izolacja, dozór epidemiologiczny, koronawirus, krzywa zachorowań, bezrobocie, zasiłek, kryzys, recesja, bankructwo itp.
Życie literackie w swej różnorodności i mnogości środków wyrazu w przestrzeni publicznej zupełnie zamarło. Zniknęły wieczory autorskie, spotkania promocyjne, konkursy, zloty, festiwale. Zawieszone zostały spotkania grup, związków i stowarzyszeń literackich. Zamknięto biblioteki i księgarnie. Literaci zaczęli uaktywniać się w większym stopniu w sieci, w mediach społecznościowych. Nagrywać zaczęli filmy ze swoimi utworami na YT, Facebooka, czy Instagrama, ale przede wszystkim zamknięci w domach i odizolowani od reszty społeczeństwa, zaczęli pisać więcej niż zwykle. Czas ten z pewnością okaże się owocującym wieloma interesującymi utworami, które zrodziły się z pandemicznej inspiracji, bądź też były jedynie konsekwencją pandemicznego odizolowania się autorów, od tego wszystkiego, co przy normalnie funkcjonującym świecie wpływa na nich dekoncentrująco.
Również i ja w okresie pandemii piszę więcej niż zwykle. Staram się zazwyczaj nie ulegać dekadenckim nastrojom, uciekam w humor i satyrę, bo to sposób na walkę z potencjalnie możliwą depresją. Czasami jednak i w moich wierszach rodzą się lęki, obawy o przyszłość, nastroje smutku i przygnębienia.
Spośród licznych wierszy, które napisałem w tym pandemicznym okresie, chcę przedstawić Wam trzy, diametralnie różne w formie i w wymowie.
Pierwszy z nich to wiersz "Plan", który mówi, jak niewiele są warte nasze plany, jak są niestabilne, jak szybko może z nich nic nie zostać, jak coś, czego nie można przewidzieć, może je wysadzić w powietrze. Wiersz jest bardzo dosadny, za co osoby uczulone na dosadne sformułowania bardzo przepraszam, ale cóż, myślę, że czasami dosadność jest w pełni uzasadniona.
Gdy wszystko idzie zgodnie z planem,
który układasz i wdrażasz mozolnie,
jedno jest pewne, jak w pacierzu amen,
że coś pierdolnie.
Choć zbierzesz w kupę to, co pozostało,
by konsekwentnym być danemu słowu,
że zrobisz wszystko, co być w planie miało,
pierdolnie znowu.
Przez to jest życie człowieka ciekawsze,
choć by nie płakać, trzeba setę golnąć
i w każdym planie przewidzieć - coś zawsze
musi pierdolnąć.
Drugi wierszyk to żartobliwa historyjka o korzyściach, jakie mogą wynikać z czasu kwarantanny i domowej izolacji. To wiersz dla tych, którzy cenią sobie absurdalne poczucie humoru.
Zalęgły się w szafach pewnej pannie
mole, bo panna na kwarantannie
była, a to szczęśliwy traf
dla moli był, bo panna z szaf
nie wyciągała żadnych kiec,
chodząc sauté, tak można rzec,
a że ta panna celebrytką
była, więc z każdą zżartą nitką
czuł się zwyczajny dotąd mól,
jak mega gwiazda, życia król.
Po dwóch tygodniach kwarantanny,
aż się roiło w szafach panny
od tłustych moli. Mole te
można przyrządzić więc sauté,,
no a pocięte kiecki, bluzki
sprawdzą się, by odcedzić kluski,
bo jak wiadomo teraz w cenie,
bardziej niż ciuchy, jest jedzenie.
Trzeci wiersz, który chcę tu zaprezentować to "Wychodzenie z pandemii", a więc wiersz o procesie, który się rozpoczął, choć jego czas trwania i dynamika wydaje się dość niepewna i podatna na różne zawirowania.
Chociaż ubrani w maseczki
możemy znów dojść gdzie chcemy:
w prawo,
w lewo,
przed siebie,
lecz trudno
dojść nam
do siebie.
i na sam koniec wiersz "Pomiędzy falami" z końca czerwca 2021 roku.
Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2024
Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2024