Francine Russo samotność definiuje jako subiektywny, emocjonalny stan odczuwania izolacji społecznej i poczucia odcięcia od innych. Pojawia się i zanika, gdy zmienia się sytuacja życiowa. W przypadku samotności chronicznej jest doświadczana bez względu na okoliczności.
Przynajmniej przejściowe odczucie samotności bliskie jest chyba każdemu człowiekowi, a różnice pomiędzy nami mogą się sprowadzać jedynie do intensywności odczuwania tego stanu i do częstotliwości jego pojawiania się, Sytuacją skrajną jest wspomniana powyżej samotność chroniczna, a więc stan odczuwania ciągłej samotności. Człowiek jest istotą społeczną i realizuje pełnie swojego człowieczeństwa w interakcjach z innymi ludźmi, ale też każdy z nas jest istotą samotną, której pewnych przeżyć, odczuć, spostrzeżeń, wyobrażeń nie jest w stanie w pełni poznać i zrozumieć drugi człowiek. W obliczu różnorakich wyzwań życiowych często pozostajemy w ostatecznym rozrachunku osamotnieni, bo konsekwencje podejmowanych decyzji rzutują na dobre lub na złe przede wszystkim na nas samych. Bez wątpienia samotność odczuwana jest silniej przez osoby skłonne do autorefleksji, zaglądania w głąb siebie, analizowania swoich stanów emocjonalnych i swoich relacji z otoczeniem.
Poeci bywają dość często samotni, a wielu z nich samotnymi jest. Uczucie samotności nie jest też mi obce, choć niewątpliwie nie jest to uczucie, które nazwałbym chronicznym. Samotnym bywam i wówczas w moich wierszach daję wyraz temu odczuciu.
Poniżej zamieszczam kilka moich wierszy o samotności, które mam nadzieję będą bliskie tym, którzy w danym momencie też ją odczuwają i poszukują słów, które odzwierciedlałyby ich emocje związane z tym stanem, bądź chociaż były trochę bliskie tego, co w danym momencie czują.
Z poezją jest tak, że najsilniej przemawia do nas wówczas, gdy jesteśmy w stanie emocjonalnym, nastroju, który jest bliski temu opisywanemu przez poetę. Syty nie zrozumie głodnego, a człowiek kochany i rozumiany tego, który w danym momencie odczuwa brak miłości i zrozumienia.
Mgły poranne zasnuły schronisko,
a ja z kubkiem z gorącą herbatą
patrzę w nocne, dogasłe ognisko,
nostalgiczne jest w górach to lato.
Tam w oddali, gdzie srebrzą się świerki,
gdy zza chmury się słońce przedziera,
drżą na igłach srebrzyste kropelki
rosy, która powoli zamiera.
Spakowany już plecak przy nodze,
dosyć ciężki, jak bagaż doświadczeń,
który czasem pomaga mi w drodze,
czasem ciąży. Na zdjęcie Twe patrzę.
I się pytam wpatrzony w Twe oczy,
których błękit nie równa się z niczym:
- czym mnie jeszcze Ty w życiu zaskoczysz,
z jakich natchnień, czy z jakich to przyczyn?.
Przecież razem mieliśmy w te góry
ruszyć szlakiem tym łatwym lub trudnym,
a tymczasem sam idę ponury,
smutno patrząc na świat taki cudny.
Trzeba ruszać, bo słońce już wyszło
i już ze snu w krąg budzi się życie,
już po łąkach rozeszły się owce
i już beczą, a mnie chce się ryczeć.
Krople deszczu na róży,
kiedy miłość nie służy,
gdy przychodzi samotność we dwoje.
Krzywi się promień słońca,
uczuć brak od miesiąca,
każdy swoje zajmuje pokoje.
W tych pokojach niepokój
kręci się, jak łza w oku,
krople deszczu spływają po róży.
Coraz więcej w nich zimna,
winny on, ona winna,
winna miłość, co już im nie służy.
Powiedz mi co jest w tobie
że ciągle powracam
jak syn marnotrawny
niewierny kochanek
Przychodzę dziś na chwilę
szklaneczkę zapomnienia
Wrócę kiedyś
zaczekaj
wiem
ty zawsze czekasz
ty przebaczasz
przyjmujesz w objęcia otchłani
każesz kochać się mocno
namiętnie
żarliwie
aż się w ciele żar życia
do reszty wypali.
Przeciwległą stroną ulicy
Szła dziewczyna czarna jak rozpacz,
A noc biegła za nią na smyczy
I po ścianach jej czarny cień niosła.
Była północ. Na Wieży Mariackiej
Trębacz cały wytrąbił hejnał,
A dziewczyna czarna jak rozpacz
Szła, a za nią się wlokła noc ciemna.
Aż się obie dowlekły do świtu,
Tak bladego jak księżyc był blady.
Noc odeszła, dziewczyna zniknęła,
Tylko rozpacz została na czaty.
A ona ciągle czeka w oknie,
że może przyjdzie do niej miłość,
parapet w deszczu i łzach moknie,
bo ciągle jest tak, jak już było.
I nic nie zmienia się, a czas
dzień za dniem płynie niczym rzeka,
a ona w oknie już od lat
na miłość czeka, czeka, czeka.
I czekać będzie próżno, bo
choć upływają dni za dniami,
nie wejdzie miłość w jej okno,
bo miłość zwykle wchodzi drzwiami.
Hamlet płacze
tylko nocą do poduszki
w samotności w pustym oknie z papierosem
łzy nie ciekną przez kobiety
przez brak grosza
nie przez pracę
ma sukcesy
zrozumienie
tylko nocą w samotności
jaśniej widać
że w promieniach słońca
mało w nas człowieka
na otarcie łez
lub dla ich przypływu
spiker radiowy podaje
noc dzisiejsza
będzie krótsza
od najdłuższej
od Wiecznej Nocy Prawdy
Jest noc
i tylko słychać miasto
sapiące ciężko po upale,
syczenie sennych polewaczek,
jakąś karetkę na sygnale,
za ścianą kwili noworodek,
a może to kocięta młode,
same powtórki w telewizji,
sąsiadka z góry puszcza wodę,
komar i mucha naprzemiennie
brzęczą nad moją ciężką głową
i myśli krzyczą,
nieprzyjemnie
bez ciebie jest w tę noc
lipcową.
Tobie, a nie ciebie
w sieci –
czas przeleci.
przywarły ciałem
w blasku świateł latarni
ćmy samotności
pies wylizuje
wrzody i krwawe rany
mej samotności
Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2025
Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2025