Znamienne i gorzkie słowa na temat współczesnej Polski i Polaków, na temat kondycji mentalnej naszego społeczeństwa, a zwłaszcza na temat tego jak ta kondycja jest "budowana" w sferze kultury, w sferze wartości przez rządzących, zawarła w liście skierowanym do uczestników Kongresu Kultury 2016 profesor Maria Janion -
"Dziś obserwujemy oczywisty, centralnie planowany zwrot ku kulturze upadłego, epigońskiego romantyzmu – kanon stereotypów bogoojczyźnianych i Smoleńsk jako nowy mesjanistyczny mit mają scalać i koić skrzywdzonych i poniżonych przez poprzednią władzę. Jakże niewydolny i szkodliwy jest dominujący w Polsce wzorzec martyrologiczny! Powiem wprost – mesjanizm, a już zwłaszcza państwowo-klerykalna jego wersja, jest przekleństwem, zgubą dla Polski. Szczerze nienawidzę naszego mesjanizmu” .
Poniżej zamieszczone teksty stanowią mój osobisty komentarz do tego listu, są w moim zamyśle, a mam nadzieję, że też w wymowie literackim rozwinięciem uwag w nim zawartych.
Latamy na drzwiach od stodoły,
na gwoździach gotujemy zupy,
razi nas bardzo tyłek goły,
choć wypinamy na świat dupy.
Na czołgi wyruszamy z szablą,
plecy nam dumnie zdobią pióra,
po pachy już weszliśmy w bagno,
choć w myślach szybujemy w chmurach.
Dzielimy chętnie się opłatkiem,
potem wzajemnie się zdzielamy,
i co dzień okradamy matkę,
choć bardzo mocno ją kochamy.
Kraj powierzamy wszystkim świętym,
choć oddajemy łotrom władzę
a potem widząc krwawe strzępy,
w smutku nosimy kir na fladze.
Jesteśmy dumni z dumy przodków
z Boga,, honoru i ojczyzny,
ze złotych snopków, i z wychodków,
z sobótki, wódki i z pańszczyzny.
Karmimy dzieci swe Grunwaldem,
Wiedniem, Warszawą, Wilnem, Lwowem,
kebabem, pizzą, Mc Donaldem,
do obcych nienawistnym słowem.
Choć w niczym nie jesteśmy lepsi
od innych, też nie gorsi w niczym,
często coś uda nam się spieprzyć,
lecz czasem można na nas liczyć.
Nasz naród także jest wybrany,
by sypać sobie sól na rany,
by sobie rany do krwi drapać,
a potem tylko siąść i płakać.
Karmieni łzami od pokoleń,
szczęśliwi tylko w swoich snach,
podszyci smutkiem, niepokojem
dumnie toniemy wciąż we łzach.
Opłakujemy naszych chłopców,
każdą piędź utraconych ziem,
czujemy się wciąż w świecie obco,
prócz nas świat jest przeżarty złem.
Uśmiech nam jakoś nie przystoi,
ze łzami chopinowskich nut
słuchamy, bośmy sami swoi,
a dookoła obcy lud.
Narodów Chrystus musi cierpieć,
za innych konać musi, gdyż
mieć będzie w raju szczęście wielkie,
a tu na Ziemi - pański krzyż.
Gdy się roztrzaskał biedny Ikar,
Dedal i jego kumpli chmara,
czyli dzierżąca władzę klika
zaczęła tworzyć mit Ikara.
Wyspę, na którą spadł Ikarią
nazwano, Ikaryjskim - Morze,
a przeciwników zmian kanalią,
zdradziecką mordą i ciut gorzej.
Poeci wzięli się do pióra
i płodzić jęli wzniosłe strofy,
bo czymże przy wdzięczności króla
smak artystycznej katastrofy?
Po latach budowania mitu
i licznych zmian, by było lepiej,
mit o Ikarze, nie bez kitu
zmalował nawet Bruegel Pieter.
Dziś o Ikarze nikt nie powie,
że chłopak przerost miał ambicji,
a był ofermą, bowiem człowiek
nie chce narazić się policji.
Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2025
Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2025