Zapraszam do lektury moich wierszy poświęconych niebu rozumianemu w dwojaki sposób: jako pozornego sklepienia nad Ziemią - firmamentu, ale też jako miejsca, w którym według różnych wierzeń żyje Bóg (bogowie), aniołowie i zmarli. Wiersze zamieszczone poniżej ujmują temat refleksyjnie, ale też i z ironią, humorem, czy satyrą.
Mówią, że w niebie mieszka Bóg,
bo taki dostał przydział,
a więc go każdy lotnik mógł
zobaczyć, a nie widział.
Nie widział go też Armstrong Neil,
ani też suka - Lajka,
nie da dowodu więc nam nikt,
na to, że to nie bajka.
A ja tu z ziemi w niebo wzrok
swój wlepiam, jak w gnat sroka,
choć wiem, że czy to świt, czy zmrok,
on patrzy tam z wysoka.
Wiem, że tam jest i patrzy na
świat nasz, co z niego szydzi,
wtedy mu z oka płynie łza,
łza, której nikt nie widzi.
A za nią druga, piąta i...
sam nie wiem ile jeszcze,
choć nadal wielu w błędzie tkwi,
że to są zwykłe deszcze.
Nad zieloną połoniną jest niebieska -
obsypana obłokami, blaskiem słońca,
na niej Pan Bóg z aniołami sobie mieszka,
i wraz z nimi włóczy po niej się bez końca.
Na zielonej połoninie siedzi człowiek,
który wiedzie swoje życie, lecz pod kreskę,
więc ma wciąż o połoninie myśli w głowie,
ale nie zielonej, tylko o niebieskiej.
Na niebieskiej połoninie gaśnie światło,
Bóg i aniołowie do snu się pokładli,
na zielonej człowiek, co nie może zasnąć,
krzyczy do nich, czemu poszli sobie w diabły.
Trzy anioły przebudzone jego krzykiem
poleciały ku zielonej połoninie,
niosąc w rękach piwa dzban i gin z tonikiem,
więc dziś może człowiekowi noc przeminie.
No a rano połonina ta zielona
od niebieskiej blasku światła się napije
smutny człowiek weźmie plecak na ramiona
i ucieszy się, że dalej tutaj żyje.
Nad zieloną połoniną jest niebieska,
bo być musi jakiś sufit nad podłogą,
na niebieskiej połoninie Pan Bóg mieszka,
no a człowiek po zielonej idzie drogą.
Niełatwo nam uwierzyć w Boga,
choć jeszcze trudniej wierzyć w ludzi,
bo kiedy trwoga, to do Boga,
a trwoga się przez ludzi budzi.
Przez ludzi innych, przez nas samych,
rodzi się mnóstwo wszelkich trwóg,
do Boga więc się uciekamy,
choć zwykle milczy w niebie Bóg.
Zapewne w niebie nas nie słyszy,
bo chmury trudno przebić szeptem,
więc się pogrąża w nieba ciszy,
zamiast wystawić nam receptę.
Zapewne w niebie nie dowierza,
że ludzi sami ludzie trwożą,
a nas prócz trwogi też żal przeżarł
przez w trwogi tę niewiarę bożą.
Niełatwo nam uwierzyć w Boga,
choć wierzyć w ludzi trudniej jeszcze.
Gdy przyjdzie trwoga to do Boga
modlitw nie szepnę, lecz wywrzeszczę.
Niebo błękitne ma ściany
i dach gwiazdami utkany.
Każdy chce dotrzeć do Nieba,
ale nie wcześniej niż trzeba.
Dlaczego tyle w nas strachu,
dlaczego tyle w nas buntu?
Może dlatego że w Niebie
nie czuć pod stopą gruntu.
Dlaczego tyle w nas strachu,
dlaczego tyle w nas buntu?
Może dlatego że w Niebie
nie czuć pod stopą gruntu.
Po chmurach chodzić nie sposób
usłysz więc nasze błaganie:
— Stabilną podłogę w Niebie
racz przygotować nam Panie.
Dlaczego tyle w nas strachu,
dlaczego tyle w nas buntu?
Może dlatego że w Niebie
nie czuć pod stopą gruntu.
Dlaczego tyle w nas strachu,
dlaczego tyle w nas buntu?
Może dlatego że w Niebie
nie czuć pod stopą gruntu.
Czasami rozmyślam czy znajdę
po śmierci mych bliskich gdzieś w niebie.
Z pewnością też byłoby fajnie
bym w niebie odnalazł sam siebie.
Na Ziemi próbuję się znaleźć,
choć poszukiwań nie lubię
i nie wiem jak to się staję,
że gdy już się znajdę, się gubię.
Czasami rozmyślam czy znajdę
po śmierci mych bliskich gdzieś w niebie.
Z pewnością też byłoby fajnie
bym w niebie odnalazł sam siebie.
Wciąż siebie odnaleźć nie umiem,
choć bardzo mocno się staram,
lecz gubię się bez przerwy w tłumie,
wciąż się od siebie oddalam.
Czasami rozmyślam czy znajdę
po śmierci mych bliskich gdzieś w niebie.
Z pewnością też byłoby fajnie
bym w niebie odnalazł sam siebie,
bo jeśli tam się nie odnajdę,
to choćbym tam znalazł mych bliskich,
to czy mieć będę z nich frajdę
większą niż z tych obcych wszystkich?
Nie śpieszno mi do raju bram,
choć w tamtą stronę drogą,
z rozkazu Boga iść wciąż mam,
prosto, noga za nogą.
Podobno wygód jest tam w bród,
w kościele tak mówili,
opłaci się więc drogi trud,
a jednak moi mili...
Nie śpieszno mi do raju bram,
choć w tamtą stronę drogą,
z rozkazu Boga iść wciąż mam,
prosto, noga za nogą.
Anieli tam śpiewają i
jakowiś Serafini,
ja jednak wolę widzieć, gdy
tu panny idą w mini.
Nie spieszno mi do raju bram,
choć w tamtą stronę drogą,
z rozkazu Boga iść wciąż mam,
prosto, noga za nogą.
A gdy już w końcu trafię tam,
sprawdzę na własnej skórze,
lecz nie opowiem o tym wam,
bo będę już na górze.
Nie śpieszno mi do raju bram,
choć w tamtą stronę drogą,
z rozkazu Boga iść wciąż mam,
prosto, noga za nogą.
Kiedy ranne wstają zorze, w ciemnych górach
dookoła połyskuje srebrny szron
i mrok jeszcze nie odchodzi tak, jak w chmurach,
bo do zorzy w niebie wciąż daleko stąd.
Kiedy Bóg po zorzy sięga po pastele
i zaczyna nam malować błękit nieba,
to tu w górach jeszcze mrok się zimny ściele,
bo z tych gór daleko ciągle jest do nieba.
A gdy kreśli słońce jasnocytrynowe,
które z wolna się wyłania sponad chmur,
to tu w górach ciągle jeszcze marznie człowiek,
bo się nie chce promień przebić do ścian gór.
Jest taka gwiazda na bezchmurnym niebie,
co się uśmiecha, gdy na nią patrzę,
lecz gdy choć myślą dotknąć ją pragnę…
odpływa, niknie, gaśnie.
Ciągle się zjawia na oka mgnienie,
uśmiech jej nie wiem co znaczy.
Mówią, że gwiazdy są jak kamienie,
ja jednak myślę inaczej.
Czasami w deszczu meteorytów
topi kosmiczne cierpienia,
Dlaczego Wenus z mojego mitu
nie słyszy mego westchnienia?
Inne ma cele, pragnienia inne,
niebieskie drogi przemierza.
Czym więc są dla niej wyznania dziwne?
Znów mnie uśmiechem uderza.
Po niebie płyną kłęby chmur,
a dusza myśli, że po wodzie,
kiedy nad wodą lecąc w dół,
patrzy tak, jak za życia co dzień.
Skoczyła w wody owej toń,
bowiem pragnęła pójść do nieba
I wtedy oświeciło ją
że patrzeć w górę było trzeba.
Niestety utonęła, choć
tonąc krzyczała: - o cholera,
dlaczego tak zapewniał ksiądz,
że dusza nigdy nie umiera?
Ksiądz mocno wierzył, ona zaś
za sprawą tego wydarzenia
pojęła już ostatni raz
wyższość nad wiarą doświadczenia.
Na dachu nieba jest mój kot,
zdziwiony obserwuje niebo,
a ja zostałem tutaj, pod
niebem. Na próżno szukam jego.
Mój kot na chmurze smacznie śpi,
albo przeciąga się w przestworzach,
a ja wciąż myślę o tym, czy
ma w niebie pełną miskę, Boże.
Mój kot gdzieś w niebie skrada się,
by złapać jakiejś myszy duszę,
a mnie pod niebem strasznie źle,
bo już bez niego żyć tu muszę.
Mój kot na dachu nieba jest
i w dół spogląda, słodko mruczy,
a mnie tak strasznie przykro, że
już do mnie stamtąd nie powróci.
Mój kot ugniata brzuchy chmur,
a potem przy niebieskiej bramie
przemierza wzdłuż niebiański mur,
siada i czeka na spotkanie.
Nie pasuje do ciebie ten błękit,
nie pasuje ten błękit do ciebie.
Przecież wiesz,
więc odpowiedz
dlaczego
go wybrałaś
i jesteś
w tym niebie?
Kiedy Bóg ludzi wygnał z raju
i pognał ich na świata skraj,
raj, mimo ziemi urodzaju,
to już w ogóle nie był raj,
co skonstatował Pan Bóg z trwogą,
bo nie miał rajem być dla kogo.
Myślę sobie, kiedy patrzę w chmurne niebo,
kiedy deszcz rzęsisty leje się tu z chmur,
że w tym niebie właśnie poszedł za potrzebą
jakiś prostak, jakiś cham, a przy tym gbur.
Myślę sobie kiedy deszcz majowy leje,
a słoneczny okrąg wciąż rozświetla niebo,
że w tym niebie poszło wprost w niebiańskie knieje
jakieś bardzo młode dziewczę za potrzebą.
Myślę sobie, kiedy z nieba leci grad,
wielki tak, że rozbryzguje wokół glebę,
że w tym czasie cały ten niebiański świat
mannę zjadł nieświeżą, no i ma potrzebę.
Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2024
Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2024