Czas życia chwilą, radości mgnieniem,
Pierwszą miłością i pierwszym grzechem,
Czas, gdy przestaje dusza i serce
Być wiernym myśli rodziców echem.
Czas tyleż piękny, ileż naiwny,
Tyle radości w nim, co zawodów,
Czas, który z czasem wyda się dziwny,
Czas niczym bukiet z rajskich ogrodów.
Bez serca
ucha
leży staruch jedna przy drugiej
niestety
ręce i nogi
kiszki wątroby
przydały się na przeszczepy
wokół zdziwienie
lekkie zgorszenie,
bo ludzie są u nas prości
jeszcze nie wiedzą,
że to czym siedzą
odda się dla młodości.
Róża jeszcze nieduża,
a młodości w niej burza,
więc się rzuca do słońca co chwila.
Dąsy ma, robi fochy,
gniew nią targa i szlochy,
bo ją pewien bąk nie zapyla.
Ma na listkach wypryski,
ale nie przez opryski,
bo to jest zwykły trądzik młodzieńczy.
Bąk tymczasem na stronie
dwie zapylił piwonie
i do trzeciej szelmowsko się wdzięczy.
Morał - nie każdy owad
leci na róży powab,
choć powabu ma róża najwięcej.
Bąk nie wszystko zapyla,
choć zapyla co chwila,
ale co, to dyktuje mu serce.
Jak na niebie się kłębią obłoki,
jej na głowie kłębiły się loki
złote blond, w blasku słońca błyszczące,
jak kaczeńce rozsiane po łące.
Letni wietrzyk nieśmiało je muskał,
niczym chłopak ukradkiem na randce,
nim ośmieli się cmoknąć ją w usta
w romantycznej parkowej altance.
Nie zapomnę dziewczyny tej loków
w blasku słońca spomiędzy obłoków
i nie stracę już nigdy ochoty,
by w jej loki się wplątać jak motyl.
To była taka miłość głupia,
jakiej nie widział dotąd świat,
ale zobaczył i osłupiał -
mieliśmy osiemnaście lat
i wszystko było takie proste,
choć nie ma w życiu prostych dróg,
przepaście łączyliśmy mostem,
bo wspierał diabeł nas i bóg.
Rwaliśmy zakazane jabłka,
by razem z nich wyciskać sok,
nago na łące leżąc w kwiatkach,
myśleliśmy, że kwitną rok.
Piliśmy wodę ze strumienia,
z rybną konserwą jedząc chleb,
a czuły nasze podniebienia,
że goszczą w siódmym z siedmiu nieb.
To była taka miłość głupia,
jakiej nie widział dotąd świat,
ale zobaczył i osłupiał -
mieliśmy osiemnaście lat
i wszystko było takie proste,
choć nie ma w życiu prostych dróg,
przepaście łączyliśmy mostem,
bo wspierał diabeł nas i bóg.
Po rannej rosie biegnąc boso
pozdrawialiśmy nowy dzień
i szliśmy, gdzie nas nogi niosą,
bo wszystko było niczym sen.
Z ust do ust dając sobie wiśnie,
czuliśmy miód w nich, a nie kwas
i kochaliśmy się bezwstydnie,
bezwstydnie, chociaż pierwszy raz.
To była taka miłość głupia,
jakiej nie widział dotąd świat,
ale zobaczył i osłupiał -
mieliśmy osiemnaście lat
i wszystko było takie proste,
choć nie ma w życiu prostych dróg,
przepaście łączyliśmy mostem,
bo wspierał diabeł nas i bóg.
Ponad ćwierć wieku upłynęło od liceum,
lecz wciąż wracają we snach z liceum dziewczyny,
choć dziś już bardziej przynależę do muzeum,
to gdy jest wrzesień śnię, że razem się widzimy,
i że po szkole wyruszamy razem w miasto,
lub uciekamy z kilku lekcji na wagary,
by tanim winem popić jakieś tanie ciasto
i patrzeć na świat przez różowe okulary.
Dziewczyny jeszcze w pięknym brązie znad Bałtyku,
no bo Adriatyk był zbyt drogi w tamtych czasach,
w markowych dżinsach zakupionych gdzieś w butiku,
albo w Pewexie wyglądają - pierwsza klasa.
Ponad ćwierć wieku upłynęło od liceum,
lecz wciąż wracają we snach z liceum dziewczyny,
Choć dziś już bardziej przynależę do muzeum,
to gdy jest wrzesień śnię, że razem się widzimy,
i że po szkole wyruszamy razem w miasto,
lub uciekamy z kilku lekcji na wagary,
by tanim winem popić jakieś tanie ciasto
i patrzeć na świat przez różowe okulary.
Dziewczyny słodkie jak dojrzałe winogrona,
że marzysz tylko żeby rwać je i by schrupać,
lub jak orzechy takie wprost z natury łona
takie co łatwo znaleźć, trudniej zaś rozłupać.
Ponad ćwierć wieku upłynęło od liceum,
lecz wciąż wracają we snach z liceum dziewczyny,
Choć dziś już bardziej przynależę do muzeum,
to gdy jest wrzesień śnię, że razem się widzimy,
i że po szkole wyruszamy razem w miasto,
lub uciekamy z kilku lekcji na wagary,
by tanim winem popić jakieś tanie ciasto
i patrzeć na świat przez różowe okulary.
Wracam w myślach do dziewczyny
kiedy są jej imieniny,
a to tak od września aż do października,
nie pamiętam dziennej daty,
bo spisałem ją na straty,
tak przynajmniej chcę by było w pamiętnikach.
Gdy widziałem ją na przerwie,
czułem, że mnie coś rozerwie
i nie miałem nic przeciwko by tak było,
gdy jej miałem podać rękę,
odwiedzałem wpierw łazienkę,
przeczytałem w babskiej prasie, że to miłość.
Jak to mówią było różnie,
kwadratowo i podłużnie,
choć do końca nie wiem, która opcja lepsza,
raz prosiła, bym z nią został,
a raz była taka ostra,
że mówiła bez ogródek, żebym spieprzał.
No i może głupi byłem,
bo faktycznie to spieprzyłem,
może ona też się trochę przyłożyła.
Jedno jednak wiem na pewno,
że choć nie jest tą mą jedną,
to nie zmieni nic, że moją pierwszą była.
Liceum czas - wspaniały czas,
a przy tym romantyczny,
bo wtedy coś skusiło nas
na profil humanistyczny.
Nie trzeba było kroić żab,
czy mieszać coś w menzurkach.
w klasie tak dużo było bab,
że aż swędziała skórka.
Mat-fiz na lekcjach robił wciąż
trudniejsze obliczenia.
a my byliśmy tam, gdzie są -
liryczne uniesienia.
Pani od histry wiele nas
w praktyce i teorii
uczyła o burzliwej i
pikantnej dość historii.
Ten król na lewo miał pięć bab,
i wielce się tym chlubił,
a temu łeb toporem kat
ściął, bo swą płeć zbyt lubił.
Na przerwach fajki dwie w WC,
a potem dwa miętusy,
więc niechaj nikt nie dziwi się,
że wciąż wyliczam plusy.
I matma fajna była też
z sorką z ponętnym ciałkiem.
Dla niej przy klasie, przyznam się,
chciałem wyciągnąć całkę.
Cudowny profil. Wrócić chcę,
lecz nie da się, niestety,
Zostały mi miłości dwie -
historia i kobiety.
Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2024
Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2024