02 czerwca 2020
Kobieta w poezji

Wiersze o kobietach

Nie sposób zliczyć ile razy w mojej twórczości poetyckiej, zarówno tej poważnej, jak i humorystycznej, czy satyrycznej, pojawiają się kobiety. Są one bez wątpienia najczęstszą moją inspiracją literacką, bohaterkami wierszy. Zmieniają się okoliczności, w jakich się pojawiają, zmienia się moje emocjonalne zaangażowanie do nich, nastrój opowieści. Jednakże niezmienna jest moja fascynacja kobietami. Zachęcam Państwa do lektury wybranych kilku wierszy, w których kobiety grają pierwsze skrzypce.

 

 

Kobieta, czy życie

 

To nadzwyczajny dylemat,
przed którym staje poeta -
co jest piękniejsze z dwóch zjawisk -
życie, czy może kobieta?.

 

Dylemat dla Salomona,
wart jednak prawdy odkrycia.
Chce się powiedzieć - kobieta,
lecz czymże kobieta bez życia?

 

To fakt, więc jednak życie,
ale znów spójrzmy, niestety
życie niewiele też warte,
gdy wiedziesz je bez kobiety.

 

Tak więc nie sposób nic wybrać,
dowiodłem to tu niezbicie,
bo najpiękniejsze są razem -
i kobieta, i życie!

 

 

Dziewczyna z koszem róż

 

Na rogu Brackiej i Gołębiej

do knajpki, której nie ma już

wchodziła, gdy już było ciemniej

dziewczyna z wielkim koszem róż.

 

A śliczna była, jak Madonna

z obrazków przywożonych z Włoch,

więc wszyscy zapatrzeni wciąż na

nią zachwycali się: - ach!, - och!.

 

A róże miała karminowe

tak, jak węgrzyna pełen dzban.

- Czy chce pan różę dla tej pani?,

Czy róże chce dla pani pan? -

 

pytała, chodząc z wielkim koszem

pośród stolików w knajpce tej,

a nawet straszni dusigrosze,

brali te róże, choć za mniej.

 

Myślami wracam wciąż do knajpki,

której tam dawno nie ma już,

widzę dziewczynę niczym z bajki

z tym koszem karminowych róż.

 

W myślach kupuję od niej różę,

jak ją kupują zakochani

i nie chcąc uczuć skrywać dłużej,

daję jej, mówiąc - To dla pani.

 

 

Niezwykłe wydarzenie

 

Na zapomnianym peronie,

Na stacji w Wielgomłynach,

Usiadła na ławce dworcowej

Doprawdy niezwykła dziewczyna.

 

Widok jej oczu i włosów

Ożywił nawet dróżnika,

Który w swej budce dróżniczej

Nad szklanką kawy przysypiał.

 

Wtem, nie wiadomo dokładnie,

Jak to się stało możliwe,

Pociąg, co nie był w rozkładzie 

Przyjechał i zabrał dziewczynę.

 

Zostało po niej wspomnienie

Tak krótkie, jak jej spódniczka

Oraz chwilowy rumieniec

Na czerstwych dróżnika policzkach.

 

 

Dziewczyny 

 

Dawne dziewczyny

takie z krwi i kości

z tłuszczykiem i kością

jak szynki wielkanocne

 

zesznurowane gorsetem

jak szynki wielkanocne

 

wystane 

wyproszone

zdobyte

jak szynki wielkanocne

 

odeszły z tego świata 

jak szynki wielkanocne.

 

Dzisiejsze dziewczyny

mają słabe wyniki krwi

i kruche kości

 

tłuszczyk zwalczają skutecznie 

lub na próżno

 

sznurują się 

umowami o prace

z korporacjami wiodącymi w branży

 

na Wielkanoc

wyjeżdżają na Wyspy Kanaryjskie

i jedzą chude króliki.

 

Dzisiejsze dziewczyny

nie mają nic z szynek wielkanocnych.

 

Gdy odejdą

przyszli poeci wymyślą

stosowne porównanie.

 

 

Gdybyś była...

 

                                Mojej żonie Ani

 

Gdybyś była melodią - bym nucił,

Gdybyś deszczem była - bym moknął,

Albo snem – to bym się nie obudził

I bym kwiatem był – jeśli ty wiosną.

 

Gdybyś była wyznaniem – bym wierzył,

Gdybyś była nadzieją – bym czekał,

I bym spłonął – gdybyś była płomieniem,

A gdy morzem – wpadłbym w ciebie jak rzeka.

 

 

Litania zachwytów

 

Tę rudą plamkę z boku

po prawej,

ten mały pieprzyk na brzuchu,

oczy od komputera łzawe,

ucho

i dziurkę w uchu,

i pupę,to nic, że z celulitem -

kocham z zachwytem.

 

Włosy, choć mówisz, że masz odrosty,

brwi,

rzęsy,

nawet bez henny,

i temperament, co wzbudza zamęt,

albo co czasem jest senny,

i twoje nogi,

gdy do mnie wracasz,

czy myte,

czy jeszcze niemyte -

kocham z zachwytem.

 

Młodość, co przeszła

i kilogramy, co przyszły, by było coś w zamian,

twoją upartość,

twe roztrzepanie,

urwane w połowie zdania

i twoje myśli,

wciąż nieodkryte -

kocham z zachwytem.

 

I jeszcze tysiąc tysięcy rzeczy,

których już nie chcę wyliczać,

to dla mnie powód,

by cię na nowo

kochać

i by się zachwycać.

 

 

O dziewczynie z nocą na smyczy

 

Przeciwległą stroną ulicy

Szła dziewczyna czarna jak rozpacz,

A noc biegła za nią na smyczy

I po ścianach jej czarny cień niosła.

 

Była północ. Na Wieży Mariackiej

Trębacz cały wytrąbił hejnał,

A dziewczyna czarna jak rozpacz

Szła, a za nią się wlokła noc ciemna.

 

Aż się obie dowlokły do świtu,

Tak bladego jak księżyc był blady.

Noc odeszła, dziewczyna zniknęła,

Tylko rozpacz została na czaty.

 

 

Na Bulwarach Wiślanych

 

Po imprezie zalany

na Bulwarach Wiślanych,

które wiły się bardziej, niż zwykle,

zobaczyłem dziewczynę,

oczy mokre i sine

usta miała,

choć piękne niezwykle.

 

W szarobure odmęty

Wisły patrząc, przejętym

głosem ciągle pytała: - Dlaczego?

Oprócz mnie nikt nie słyszał,

Czemu? - o tym do dzisiaj

myślę, choć nie chcę wracać do tego.

 

Chciałem dać jej chusteczkę,

otworzyłem więc teczkę

i szukałem. To trudna rzecz była.

W trupa byłem zalany,

przemarznięty, zaspany,

gdy znalazłem... do Wisły skoczyła.

 

Pochłonęła ją Wisła,

iskra błysła i prysła,

nie pisano nic o niej w gazecie,

jednak wciąż o niej myślę,

kiedy idę przy Wiśle.

- Kimże była? Tak, jak ja, nie wiecie.

 

 

Staruszka

 

Coraz częściej zaczynała się gubić

W sprawach prostych

Nie mówiąc o trudnych

 

Coraz częściej zaczynała ich nudzić

Coraz gorzej skrywały pudry

Ślady czasu co żłobił jej ciało

Niczym górski strumień piaskowiec

 

Coraz mętniej patrzyła na życie

Coraz rzadziej

 

ciężar jej powiek chronił oczy

przed większym ciężarem

czasem lepiej niczego nie widzieć

 

Śmierć nie mogła spojrzeć jej w oczy

W myślach snuła minione życie.

 

 

Sara

 

W Krakowie na Kazimierzu,

Tuż przed wiślanym bulwarem,

(Kto nie chce, niech mi nie wierzy),

Spotkałem Żydówkę Sarę.

 

Miedziane pukle jej włosów

Skrywała chusta gołębia,

Jej oczy - zwierciadło losu -

Ciemna wiślana głębia.

 

Chciałem ją chwycić za rękę,

Na kawę pójść na Szeroką...,

Ona jak mgła się rozwiała,

Wzleciała ku szarym obłokom.

 

Szukałem jej wszędzie, przy mykwie,

Pytałem "Pod Orłem" - w aptece,

Na Kupa, Meiselsa, pod rondlem,

Na strychu, piwnicy, za piecem.

 

Klezmerzy grają w "Arielu",

Tu pachnie pascha, tam czulent.

Choć ludzi wokoło tak wielu,

Nikt Sary nie widział, w ogóle.

 

 

 

 

Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2019

Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2019