Często wracam wspomnieniami do mojej szkoły, mojej klasy, do lat dzieciństwa i młodości. Przywołuję we wspomnieniach nauczycieli i uczniów, koleżanki i kolegów z klasy i ze szkoły. Szczególnie ciepłymi wspomnieniami są te, które dotyczą pierwszych zauroczeń, pierwszej miłości.
Z perspektywy dorosłego życia, lata dzieciństwa i młodości jawią mi się jako cudowny świat błogiej beztroski, zabawy, wielkich marzeń i planów. Jako świat, w którym wszystko było proste, a przekonanie, że chcieć to móc było znacznie silniejsze niż w dorosłym życiu.
Poniżej zamieszczam wybór moich wierszy i piosenek poświęconych tym latom, moim koleżankom i kolegom z klasy i ze szkoły, ludziom, którzy w znacznym stopniu ukształtowali moją wrażliwość i stanowią wielki skarb w mojej pamięci, a w chwilach trudnych ich wspomnienie przywraca radość, uśmiech, choć i tęsknotę za cudownymi latami, które wspólnie przeżyliśmy. Szczególnie ciepło wspominam koleżanki ze szkoły, a zwłaszcza te, które zawróciły mi w głowie i w sercu.
Wrześniowe sny
Ponad ćwierć wieku upłynęło od liceum,
lecz wciąż wracają we snach z liceum dziewczyny,
choć dziś już bardziej przynależę do muzeum,
to gdy jest wrzesień śnię, że razem się widzimy,
i że po szkole wyruszamy razem w miasto,
lub uciekamy z kilku lekcji na wagary,
by tanim winem popić jakieś tanie ciasto
i patrzeć na świat przez różowe okulary.
Dziewczyny jeszcze w pięknym brązie znad Bałtyku,
no bo Adriatyk był zbyt drogi w tamtych czasach,
w markowych dżinsach zakupionych gdzieś w butiku,
albo w Pewexie wyglądają - pierwsza klasa.
Ponad ćwierć wieku upłynęło od liceum,
lecz wciąż wracają we snach z liceum dziewczyny,
Choć dziś już bardziej przynależę do muzeum,
to gdy jest wrzesień śnię, że razem się widzimy,
i że po szkole wyruszamy razem w miasto,
lub uciekamy z kilku lekcji na wagary,
by tanim winem popić jakieś tanie ciasto
i patrzeć na świat przez różowe okulary.
Dziewczyny słodkie jak dojrzałe winogrona,
że marzysz tylko żeby rwać je i by schrupać,
lub jak orzechy takie wprost z natury łona
takie co łatwo znaleźć, trudniej zaś rozłupać.
Ponad ćwierć wieku upłynęło od liceum,
lecz wciąż wracają we snach z liceum dziewczyny,
Choć dziś już bardziej przynależę do muzeum,
to gdy jest wrzesień śnię, że razem się widzimy,
i że po szkole wyruszamy razem w miasto,
lub uciekamy z kilku lekcji na wagary,
by tanim winem popić jakieś tanie ciasto
i patrzeć na świat przez różowe okulary.
Profil humanistyczny
Liceum czas - wspaniały czas,
a przy tym romantyczny,
bo wtedy coś skusiło nas
na profil humanistyczny.
Nie trzeba było kroić żab,
czy mieszać coś w menzurkach.
w klasie tak dużo było bab,
że aż swędziała skórka.
Mat-fiz na lekcjach robił wciąż
trudniejsze obliczenia.
a my byliśmy tam, gdzie są -
liryczne uniesienia.
Pani od histry wiele nas
w praktyce i teorii
uczyła o burzliwej i
pikantnej dość historii.
Ten król na lewo miał pięć bab,
i wielce się tym chlubił,
a temu łeb toporem kat
ściął, bo swą płeć zbyt lubił.
Na przerwach fajki dwie w WC,
a potem dwa miętusy,
więc niechaj nikt nie dziwi się,
że wciąż wyliczam plusy.
I matma fajna była też
z sorką z ponętnym ciałkiem.
Dla niej przy klasie, przyznam się,
chciałem wyciągnąć całkę.
Cudowny profil. Wrócić chcę,
lecz nie da się, niestety,
Zostały mi miłości dwie -
historia i kobiety.
Tamte czasy
Knajpy spowite siwym dymem,
dziewczyny w kieckach "made in India",
chłopcy podpici tanim winem,
tak męscy jak Bogusław Linda.
Rozmowy o tym I o owym,
planów i marzeń pełne głowy,
wszyscy dokoła - przyjaciele
i brzuchy chude, jak portfele.
Dziś próżno szukać takiej knajpy,
dziś próżno szukać takich dziewczyn,
choć dałbym wszystkie gigabajty,
byście mnie w tamten czas przenieśli.
Szkolna miłość
Miłość siedzi na lekcjach gdzieś w ostatniej ławce
i spogląda przez okno, jak długie tramwaje
ciągną się po szynach. Patrzeć nie przestaje,
nawet gdy rozumowi patrzeć się nie zachce.
Oczy miewa błękitne, zielone, czy piwne,
włosy skręcone w loki, proste, co spadają
na ramiona jej, które się lekko wzruszają,
kiedy to, co zwyczajne, wyda jej się dziwne.
Miejsce obok niej puste. Czeka aż przysiądzie
ktoś nienazwany jeszcze konkretnym imieniem,
ktoś, kto miłości tylko jest wyobrażeniem,
i się dowyobrazi przy bliższym oglądzie.
Miejsce puste. Za oknem na drzewie skowronek.
Miejsce puste, a dźwięczy już ostatni dzwonek.
Moja pierwsza
Wracam w myślach do dziewczyny
kiedy są jej imieniny,
a to tak od września aż do października,
nie pamiętam dziennej daty,
bo spisałem ją na straty,
tak przynajmniej chcę by było w pamiętnikach.
Gdy widziałem ją na przerwie,
czułem, że mnie coś rozerwie
i nie miałem nic przeciwko by tak było,
gdy jej miałem podać rękę,
odwiedzałem wpierw łazienkę,
przeczytałem w babskiej prasie, że to miłość.
Jak to mówią było różnie,
kwadratowo i podłużnie,
choć do końca nie wiem, która opcja lepsza,
raz prosiła, bym z nią został,
a raz była taka ostra,
że mówiła bez ogródek, żebym spieprzał.
No i może głupi byłem,
bo faktycznie to spieprzyłem,
może ona też się trochę przyłożyła.
Jedno jednak wiem na pewno,
że choć nie jest tą mą jedną,
to nie zmieni nic, że moją pierwszą była.
Pierwsza miłość
Nie widziałem cię chyba sto lat,
między nami wykopał czas przepaść,
którą próżno zasypać by chciał
najzdolniejszy śpiewak-poeta.
Choć muzykę by piękną i tekst
stworzył taki, że serce aż rośnie,
to ta przepaść istniałaby, więc
by znów na nią spoglądał żałośnie.
Nie widziałem cię chyba sto lat
i możliwe, że już nie zobaczę,
lecz gdy Cohen śpiewa to tak
wszystko widzę jak dawniej. Inaczej
być nie może. A może, kto wie,
tak jest lepiej lub lepiej już było?
Kiedy kładę się spać to znów śnię
pierwszą miłość, śnię pierwszą miłość.
Głupia miłość
To była taka miłość głupia,
jakiej nie widział dotąd świat,
ale zobaczył i osłupiał -
mieliśmy osiemnaście lat
i wszystko było takie proste,
choć nie ma w życiu prostych dróg,
przepaście łączyliśmy mostem,
bo wspierał diabeł nas i bóg.
Rwaliśmy zakazane jabłka,
by razem z nich wyciskać sok,
nago na łące leżąc w kwiatkach,
myśleliśmy, że kwitną rok.
Piliśmy wodę ze strumienia,
z rybną konserwą jedząc chleb,
a czuły nasze podniebienia,
że goszczą w siódmym z siedmiu nieb.
To była taka miłość głupia,
jakiej nie widział dotąd świat,
ale zobaczył i osłupiał -
mieliśmy osiemnaście lat
i wszystko było takie proste,
choć nie ma w życiu prostych dróg,
przepaście łączyliśmy mostem,
bo wspierał diabeł nas i bóg.
Po rannej rosie biegnąc boso
pozdrawialiśmy nowy dzień
i szliśmy, gdzie nas nogi niosą,
bo wszystko było niczym sen.
Z ust do ust dając sobie wiśnie,
czuliśmy miód w nich, a nie kwas
i kochaliśmy się bezwstydnie,
bezwstydnie, chociaż pierwszy raz.
To była taka miłość głupia,
jakiej nie widział dotąd świat,
ale zobaczył i osłupiał -
mieliśmy osiemnaście lat
i wszystko było takie proste,
choć nie ma w życiu prostych dróg,
przepaście łączyliśmy mostem,
bo wspierał diabeł nas i bóg.