Skala zmian, jakie zachodzą w ostatnich latach w naszym kraju, jest imponująca, a wszystkie one są największym dobrem, jakie natchnieni politycy mogą dać swemu narodowi. Mamy wreszcie niezależność. Wprawdzie w Unii Europejskiej już nikt się z nami nie liczy, ale my liczymy, że liczyć się będą i ta wiara i wewnętrznie odczuwana duma jest najważniejsza. Mamy nowy, cudowny Trybunał Konstytucyjny z niebywale obiektywną i kompetentną Panią Prezes, wyłonioną z jawnym poparciem znakomitych autorytetów prawniczych Krajową Radę Sądownictwa, która jest niezwykle apolityczna, obiektywna i strzeże niezależności sędziów, mamy wreszcie dobrą, obiektywną, wielogłosową Telewizję Publiczną. Przybywa pomników, rond, ulic, szkół i wszelakich dzieł, którym patronuje najwybitniejszy z polskich prezydentów - Lech Kaczyński, a do tego nie mamy uchodźców, wiatraków, in vitro. Przybywa coraz więcej stref wolnych od LGBT, Kościół walczy dzielnie z zarazą, mnożą się współfinansowane z publicznych pieniędzy wielkie dzieła ojca Tadeusza Rydzyka. Gdy dodamy do tego, że wreszcie nikt nie musi zbierać truskawek, czy malin, a w niedzielę można tłumnie pójść na mszę, a nie do niemieckiego hipermarketu, to widać, jak wiele dobra doświadczamy w ostatnich czasach. Zwyciężamy w wojnie z kornikiem drukarzem i ogólnie jest po prostu bardzo dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Próżne więc są narzekania opozycji, bo jak kiedyś powiedział nasz nieformalny, a ukochany przywódca o sobie i swojej formacji "nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne".
Ja - poeta gorszego sortu, a przy okazji albinos, codziennie rano, gdy patrzę w lustro widzę, że biały jest biały i za cholerę nie jestem w stanie dostrzec, że jest czarny, więc wbrew dominującej w kraju euforii, piszę smutne wiersze, którymi pragnę się w tym miejscu podzielić. Jak nigdy wcześniej, chciałbym, aby to co piszę okazało się z perspektywy czasu brednią, wyrazem mojej niedojrzałości, głupoty, uprzedzenia. Jeżeli tak będzie, to choć się w oczach czytelników skompromituję, będę naprawdę szczęśliwy. Obawiam się jednak, że bardziej prawdopodobne jest to, że okażę się prorokiem złej nowiny, która się niebawem urzeczywistni.
Dobro rozlało się strumieniami
po wsiach i małych miasteczkach.
Pomimo barykad ustawianych przez złych ludzi
wlewało się też do miast powyżej pięćdziesięciu tysięcy.
Stolica zdawała się bronić przed naporem dobra,
ale i tam zauważono strużki
podmywające zmurszałe konstrukcje.
Pod naporem dobra zło zanikało,
skrywało się pod jego powierzchnią.
Zdarzały się w końcu przypadki,
że dobro zalewało dobro,
ale i tak to dobro było lepsze,
więc płakać nie należało
Nie spostrzeżono momentu,
gdy już wszyscy byliśmy na dnie,
zatopieni bezmiarem dobra.
Śmierć, jak każda śmierć,
była nieodwracalnie przykra,
ale wódz podkreślał do końca,
że w dobrym towarzystwie,
w dobrym stylu
i dla naszego dobra.
Kolejny wiersz traktuje o dzieleniu społeczeństwa przez polityków i radykalizacji postaw.
Sygnałem do rozpoczęcia gry
była syrena
zwiastująca strajk w stoczni
a może katastrofę samolotu
czy jakiś marsz lub protest
przeciwko albo w obronie
piłka zaczęła latać
obijając to tego to tamtego
po łokciach
kolanach
tyłku
nerkach
i głowie
zbici w milczeniu schodzili z boiska
a gra toczyła się nadal
każdy z graczy rozpamiętując zbitych z własnej drużyny
ciskał z coraz to większym impetem
piłkę w przeciwnika
to była kwestia czasu
gdy do gry włączyli się kibice
piłkę zastąpiły kamienie
a zbitych
zabici.
W zaistniałych okolicznościach poeta ma problem z tym o czym pisać. Czy może uciekać od tu i teraz do tematów o uniwersalnym pięknie, prawdziwym dobru, czy jednak rzeczywistość wymaga tego, by pisać właśnie o niej?
Pamięci Piotra Szczęsnego
Mógłbym napisać wiersz o musze
uwięzionej na wieki
w bursztynie
rozpaczać nad jej przerwanym lotem
albo wiersz
o tajemniczym australopiteku
przetrzymywanym w gablocie
Muzeum Historii Naturalnej
nie musiałbym się wówczas mierzyć
z problemem pewnego starszego pana
aspirującego do miana
emerytowanego zbawcy narodu
pozostaje jednak pytanie
co mucha i australopitek
obchodzą zwykłego szarego człowieka
wdeptywanego w ziemię
stopami starego "zbawcy"?
Wszelkie rewolucje i "dobre zmiany" wymagają urobienia suwerena. Przekonania go do swoich racji. Proces ten ma moim zdaniem coś wspólnego z praniem.
Należy zacząć od namaczania
wiadro pomyj tu będzie jak znalazł
mózg ugniatamy
i pozwalamy mu się nasączyć
nie idzie
to ugniatamy aż pójdzie
wsypujemy słuszną miarę detergentu
tak na oko jakieś pięćset plus
powinno wystarczyć
i dalej ugniatamy
zaczynając przy tym pocierać
wynurzamy
podtapiamy
i znowu wynurzamy
by mózg pojął różnicę
i puścił wszystkie brudy
do których się zdążył przywiązać
potem już tylko płukanie
w wodzie
wodzie
wodzie
lejącej się strumieniami
z narodowego telewizora
i radioodbiornika
na koniec mocno wyżąć
wstrząsnąć
i pozostawić do obsuszenia
czynności w razie potrzeby
powtarzać zgodnie z instrukcją
aż do uzyskania na trwałe
dobrej zmiany.
Procesy są istotnym elementem wszelkich "dobrych zmian", a "czarownicę" zawsze trzeba znaleźć i przykładnie osądzić.
proces ostatniej czarownicy
na pewno się jeszcze nie odbył
chwilowy zastój w tym względzie
trzeba wnet będzie nadrobić
na razie ze stosu kandydatek
wyłuskać należy tę jedną
czym bardziej będzie mądra
tym łatwiej w oczach głupców
można ją będzie ośmieszyć
i piękna musi być piękna
bo takim pluć i złorzeczyć
to cnota i powód do dumy
obrońcy jeżeli się znajdą
my potem też ich znajdziemy
prawo łaski zostawiamy dla siebie
tak na wszelki wypadek
gdyby przypadkiem z popiołu
zaczęła kiełkować prawda
kiedy zwęglone szczątki
dogasać będą pod wieczór
ostatni płomień ugasi
nieznośne pragnienie buntu.
Brak akceptacji dla tego, co dzieje się wokół, a jednocześnie doświadczenie bezskuteczności aktywnego oporu, prowadzi do udania się na emigrację, wewnętrzną emigrację.
Nie mogąc dłużej wychodzić z siebie
i słuchać nowin coraz to lepszych
postanowiłem do siebie wrócić
w zaistniałych okolicznościach
normalny powrót nie był niestety możliwy
trzeba było podjąć dramatyczną decyzję
o emigracji
o desperackiej ucieczce
do własnych myśli
o własnych sprawach
i o zajęciach tak skromnych,
że nieistotnych dla budowniczych
nowego dobra
nowej prawdy
i piękna w zupełnie nowej odsłonie
czarny telewizor na białej ścianie salonu
stał się teraz inną wariacją
jakby obrazem Malewicza
gazetami uszczelniłem okna
i zabezpieczyłem szafki przed kurzem
uczyłem się nowego języka -
ja
mi
mnie
mój
moje
siebie
sobie
o sobie
mój dom
mój kraj
moje czekanie
z moją nadzieją
na wasz niechybny upadek.
Jak u Meterlincka wkoło sami ślepcy, jak na obrazie Pietera Bruegla ich przywódca - sędziwy starzec, z pomocą kompanów, chce wyprowadzić swych współbraci z ciemności, czego efekt jest oczywistą oczywistością.
Marchewka suwerenowi
wyciągniętemu z kapelusza
za uszy
po prostu się należała
rzeźnikowi zaoferowano
stanowisko neurochirurga
nie wahał się go przyjąć
wolne sądy
przestały nareszcie być wolne
bezwolność okazała się dobrą zmianą
z zagranicznych depesz
zniknęły polskie obozy
poza jednym wielkim narodowo-radykalnym
na końcu drogi
nad urwiskiem
krok do przodu
narodu.
Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2024
Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2024