03 czerwca 2020
Wiersze w deszczu

Deszczowe wiersze

O tym, że deszcz i poezja chodzą w parze, pamiętamy wszyscy z lat szkolnej edukacji, gdy polonistki objaśniały nam literacki kunszt "Deszczu jesiennego" Leopolda Staffa. Do dziś, gdy tylko nastanie czas jesiennych pluch, zaczynają nam wraz z kroplami deszczu dzwonić w uszach znajome wersy: "O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...".

Deszcz nastraja poetycko, bo stwarza idealne warunki dla czytających - do zaszycia się z książką, a dla piszących - z kartką papieru. Gdy za oknem leje, czy siąpi, nic nie przeszkadza by zatopić się w refleksji, zadumie.

Czasem deszcz może rodzić nastroje dekadenckie, zwłaszcza ten ponury, jesienny, a czasem mniej ponure, gdy jest ożywczym majowym deszczem, czy letnią ulewą, po dających się we znaki upalnych tygodniach.

Zapraszam Państwa do lektury moich deszczowych wierszy: tych wiosennych, letnich i jesiennych, poważnych i smutnych, ale też mniej poważnych i traktujących deszczowy temat żartobliwie.

 

 

Deszczowa wiosna

 

Maj rozkwitał tej wiosny ospale,

Jakby bardziej był marcem niż majem

I dziewczęta miast być w krótkich spódnicach,

Ubierały się - jak zakonnica.

 

Ptaki smętne siedziały na drzewach,

Brzydka wiosna, nie warto śpiewać,

Bo i po cóż słowicze trele,

Kiedy leje , bez przerwy leje.

 

Na krakowskim Rynku w dorożkach

Przysypiali zziębnięci woźnice,

Brzydka wiosna, deszczowa wiosna,

Toną w deszczu puste ulice.

 

Wtem mój stary znajomy, strażak,

Który trąbi z Wieży Mariackiej,

Krzyknął: „Wreszcie się wypogadza,

Już przestaje padać na Brackiej.

 

 

 

List wakacyjny z Mikołajek

 

Ósmy dzień leje w Mikołajkach

i ja zalany wciąż w tawernie.

Dziś zjadłem bekon na dwóch jajkach,

sześć piw wypiłem i trwam dzielnie.

 

Czekam, bo ma się wypogodzić,

przynajmniej są prognozy takie,

a jeśli nie, to nic nie szkodzi,

bo zżyłem się ze swym sztormiakiem.

 

Czekam, a dookoła leje,

tam biały szkwał, tu piorun błyska,

zziębnięta młodzież śpiewa "Keję",

piw już nie piję, lepsza - czysta.

 

Żagle są mokre niczym mopy,

błoto, kałuże nie do wiary,

w krąg chwieją się mazurskie chłopy

i potopiły się komary.

 

Pytasz mnie w liście, czy żałuję,

że nie ma Ciebie tutaj ze mną.

Nie, nie żałuję. Gdybyś była,

byłabyś bardzo nieprzyjemną.

 

Bo Ty kochanie nie przywykłaś

w lipcu do takich anomalii,

a ja też bym nie umiał wytrwać

jak Ty na plaży w tej Italii,

 

Więc pozostańmy, ja w tawernie,

Ty na leżaku i z mojito,

Wypoć się za mnie, a ja zziębnę

za Ciebie. Kocham Cię, finito.

 

 

 

Bez miłości

 

Krople deszczu na róży,
kiedy miłość nie służy,
gdy przychodzi samotność we dwoje.
 
Krzywi się promień słońca,
uczuć brak od miesiąca,
każdy swoje zajmuje pokoje.
 
W tych pokojach niepokój
kręci się, jak łza w oku,
krople deszczu spływają po róży.
 
Coraz więcej w nich zimna,
winny on, ona winna,
winna miłość, co już im nie służy.
 
 

 

Kropla deszczu

 

Wielcy konstruktorzy metafor,
konstruktorzy metafor wielkich
wszechświat cały próbują zamknąć
do wiszącej na liściu kropelki -

 

zwykłej kropli deszczu, co spadła,
jak u Staffa, tłukąc w me okno,
a ta kropla nie jest wszechświatem,
tylko samotną kroplą.

 

 

 

Spacer w deszczu

 

Krople deszczu splątują ci loki
i jak czarne łzy od tuszu z rzęs
policzkami te krople spływają.
Strasznie mokre to lato jest.

 

Jezdnia mieni się tęczy barwami.
Parasoli stubarwnych las
wiatr wywraca. Bosymi nogami
idziesz, a ściana deszczu, jak mgła.

 

Mokre lato powoli się kończy,
na deptaku promocji czas trwa.
Może jesień zaskoczy nas słońcem,
które ciepła ciut więcej nam da?

 

Jeśli nie, z czasem mokry spacerek
i ogólnie ta aura - ponura,
będzie cieszyć jak słodki cukierek.
Piękna jesteś, choć mokra jak kura.

 

 

 

Rozklejone lato
 
Rozkleiły się sandały dziewczynie,
pada, pada, czort wie, czy deszcz minie,
chmurne lato, aura niemiła,
więc dziewczyna też się rozkleiła.
 
Łzy pociekły dziewczynie jak grochy,
zimno tak, że czas włożyć pończochy,
a sandały wyrzucić do kosza
i pomyśleć o jakichś kaloszach.
 
Cicho wciąż tli się w sercu nadzieja,
że się jeszcze to lato poskleja,
ale prócz tej nadziei deszcz siąpi.
Lato słońca wciąż skąpi i skąpi.
 

 

 

Potrzeba

 

Myślę sobie, kiedy patrzę w chmurne niebo,
kiedy deszcz rzęsisty leje się tu z chmur,
że w tym niebie właśnie poszedł za potrzebą
jakiś prostak, jakiś cham, a przy tym gbur.
 
Myślę sobie kiedy deszcz majowy leje,
a słoneczny okrąg wciąż rozświetla niebo,
że w tym niebie poszło wprost w niebiańskie knieje
jakieś bardzo młode dziewczę za potrzebą.
 
Myślę sobie, kiedy z nieba leci grad,
wielki tak, że rozbryzguje wokół glebę,
że w tym czasie cały ten niebiański świat
mannę zjadł nieświeżą, no i ma potrzebę.
 

 

 

Potop i tęcza

 

Przez okno patrzę - okolica

mym oczom w deszczu się rozmywa,

strumienie płyną po ulicach,

płyną, a wody wciąż przybywa.

 

Jak Noe chcę budować arkę,

ale w piwnicy mam narzędzia,

piwnica zaś zalana całkiem,

więc z mojej arki nic nie będzie.

 

Po kilku dniach na niebie tęcza,

jak grzyb po deszczu nam wyrosła

i wtedy usłyszałem księdza,

co stwierdził, że to kara boska.

 

- A potop? - grzecznie zapytałem.

On oczy swoje wzniósł ku chmurom

i stwierdził to, co przypuszczałem,

że potop w zgodzie jest z naturą.

 

 

 

Burza

 

Przed burzą świat w bezruchu staje,

nad złotym polem granat nieba

wisi i czeka, tak się zdaje,

że zeń zawleczkę wyjąć trzeba.

 

I nagle trzask, i nagle błysk,

a potem drugi, trzeci, czwarty,

złowrogi wiatru podmuch i

rzęsisty deszcz spod chmur rozdartych.

 

Drzewa do ziemi wicher gnie,

pola falują niczym morze,

a woda w stawie jakby wrze,

choć nagle zimno jest na dworze.

 

 

 

Czekanie na miłość

 

A ona ciągle czeka w oknie,
że może przyjdzie do niej miłość,
parapet w deszczu i łzach moknie,
bo ciągle jest tak, jak już było.
 
I nic nie zmienia się, a czas
dzień za dniem płynie niczym rzeka,
a ona w oknie już od lat
na miłość czeka, czeka, czeka.
 
I czekać będzie próżno, bo
choć upływają dni za dniami,
nie wejdzie miłość w jej okno,
bo miłość zwykle wchodzi drzwiami.
 

 

 

Jesienna miłość

 

Gdy spotykają się jesienią
ona i on na spacer krótki,
liście na drzewach się czerwienią
tak, jakby się opiły wódki.
 
A kiedy ten ich krótki spacer
od czterech godzin się nie kończy,
jesienny deszcz wzruszony płacze,
a wiatr im liść we włosy plącze.
 
Wieczorem stary kruk i wrona
widząc ich nadal, kłapią dziobem,
że najwyraźniej on i ona
gdzieś w górze są pisani sobie.
 

 

 

Nocą

 

Kiedy się nocą wiatr wałęsa,

gdy po pustkowiu krzyczy pustkę,

motylem mi trzepocze rzęsa,

tej nocy chyba już nie usnę.

 

Kiedy się księżyc pełnią spełnia,

a krople deszczu biją w okno,

to ciemnia dusz i nocy ciemnia

od łez i deszczu razem mokną.

 

Kiedy się nocą niebo błyska,

a piorun w proch obraca drzewa,

tajemna siła serce ściska,

a dusza smutne nuty śpiewa.

 

Nocą się wszystko przeistacza,

z błahostek rodzą się koszmary,

tragedię w farsę noc obraca,

a w serca wlewa uczuć czary.

 

deszczowy wiersz

 

 

Splin

 

i jestem tu

i mnie tu nie ma

 

tandetna proza

mdły poemat

wszystko

a może nic

 

po głowie biegną głupie myśli

noc senna

lecz się sen nie przyśni

za szybą blady świt

 

poranek wchodzi nieporadnie

jak małe dziecko

które kradniew spiżarce słodki miód

 

a ja nie wstaję

bo i po co

 

i noc i dzień

jest dla mnie nocą

czas płynie morzem trwóg

 

i znowu zmrok

 

po parapecie

strumienie deszczu płyną

 

dokoła cisza

wczoraj

dzisiaj

tak samo dzień mi minął

 
 
 

Taki klimat

 

Szare niebo,

czarne wrony,

mgła i deszcz.

 

Zimny ranek,

mokry ganek,

w budzie pies.

 

Gniją liście,

wiatr w koronach

łysych drzew.

 

Szarobura

woda w Wiśle,

jesień, ech.

 

Parasole

w zimnych dłoniach

gną się, drżą.

 

Krople deszczu

wiatr zamienia

w srebrny szron.

 

W nosie katar,

w gardle drapie,

a prognozy?

 

Jak prognozy

o tej porze -

będzie gorzej.

 

 

 

Z życia jesiennego ekshibicjonisty

 

Chociaż słota i błota,

nie przechodzi ochota,

by po parku przechadzał się, wszak

odleciały już ptaki,

przerzedziły się krzaki,

a pod płaszczem u niego wciąż ptak.

 

Te co jogę tu ćwiczą,

widząc go: - zboczek! - krzyczą,

z takim chamstwem dość trudno mu żyć,

tylko stare wywłoki,

co ćwiczą nordic walking,

cieszą się, mówiąc, że grzech go kryć.

 

Chodzi w deszczu dnie całe,

dzielnicowy mu pałę

pokazuje i grozi nią mu,

więc zmarznięty co chwila

biegnąc, płaszczyk rozchyla,

to wspomnienie go grzeje w domu.

 

wiersz o deszczu, deszcz jesienny - wiersz

 

 

Jesienny nokturn

 

Powiędły róże herbaciane,

a na herbatę dzikich róż

owoce zeschły się zebrane,

coraz mniej śladów żywych róż.

 

Jak czarne kropki smętne siedzą

na drzewie okradzionym z liści

ptaki, zaś poszarzałe niebo,

by sobie trochę polać, myśli.

 

No i polało. Moknie ziemia,

rynnami płynie deszczu strumień,

sonata w nokturn się przemienia,

jesienny nokturn, trwam w zadumie.

 

 

 

Parasol

 
Parasol moknie, kiedy pada,
gnie się na wietrze, czasem łamie,
a z takim chodzić nie wypada,
więc znika w koszu, ciemnej bramie.
 
Kiedy nie pada, stoi w kącie,
nikt nie zawiesza na nim oka,
nikt nie zabiera go na słońce,
bo całkiem inna dziś epoka.
 

 

 

Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2024

Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2024