Właśnie dzisiaj ukazała się moja ósma książeczka poetycka - "Absztyfikant Gryzeldy z Brunszwiku. Limeryki". Wydana została w Krakowie w Wydawnictwie Ridero IT Publishing. To książka dla tych wszystkich, którzy cenią sobie absurdalny humor ubrany w formę klasycznego limeryku. Przy zastosowaniu znanego podziału limeryków na takie, które można czytać przy cnotliwych pannach, przy księżach i wreszcie na prawdziwe limeryki, trzeba otwarcie powiedzieć, że utworki zamieszczone w niniejszej książeczce należą w przeważającej mierze do tej trzeciej kategorii.
Poniżej zamieszczam wstęp, którym opatrzyłem książkę, Mam nadzieję, że zachęci on Państwa do sięgnięcia po nią.
Czy to normalne, by mężczyzna w średnim wieku, wykształcony, żonaty, względnie zdrowy na ciele, a na umyśle bez zdiagnozowanych jakichkolwiek dolegliwości, zajmował się od blisko dwudziestu lat pisaniem „zwariowanych” wierszyków? Czy nie lepiej byłoby, aby zajął się jakimś zajęciem bardziej godnym średniolatka i wykształciucha? Czy jeżeli już uważa się za poetę, nie powinien zająć się poezją przez duże „P”?
Może i byłoby lepiej, niemniej jednak od blisko dwudziestu lat powracam co kilka, kilkanaście dni do limeryków. A to dlatego, że właśnie wpadła mi w oko, czy ucho jakaś ciekawa nazwa geograficzna; a to dlatego, że wymyśliłem, czy odkryłem jakiegoś bohatera, który aż się prosi o limeryk; a to znowu dlatego, że ktoś ze znajomych powiedział, że tego „Woroneża”, „Omu”, czy „Timbuktu” to na pewno nie uda mi się jakoś ciekawie i śmiesznie zrymować. Po napisaniu ponad półtora tysiąca limeryków nie czuję nie tylko znużenia tą formą literackiej wypowiedzi, ale wręcz przeciwnie, widzę, że jeszcze wiele niezwykłych miejsc i absurdalnych historii mam przed sobą do opisania. Limeryki mają w sobie jakąś magiczną moc uzależniania. Uzależniają się i ci, którzy spróbują je tworzyć, jak też i ci, którzy zaczną je czytać.
Czym jest ten limeryk? Definicji jest wiele, a limeryści toczą spory o to, co jest kanoniczne, a co niekanoniczne, co można zmodyfikować, a czego stanowczo robić nie wolno. Nie wchodząc w ten ciekawy i wciąż odżywający spór, spróbuję wskazać generalne założenia konstrukcyjne klasycznego limeryku, który na światowe salony literackie wszedł za sprawą Edwarda Leara w ostatniej dekadzie XIX wieku. Wpierw zawojował męskie kluby wiktoriańskiej Anglii, a następnie rozprzestrzenił się na inne europejskie kraje i na pozostałe kontynenty. Limeryk to liryczna miniaturka o skodyfikowanej budowie, a w treści zazwyczaj będąca anegdotą: nonsensowną i/lub groteskową, nierzadko wręcz sprośną, pornograficzną, a nawet i bluźnierczą. Limeryk składa się z pięciu wersów o ustalonej liczbie sylab akcentowanych i układzie rymów aabba. Klasyczny limeryk ma trzy zestroje akcentowe w wersach: I, II i V i po dwa w wersach III i IV, jego podstawowym metrum jest anapest lub amfibrach, a nazwa geograficzna powinna znaleźć się w klauzuli pierwszego wersu i stanowić podstawę rymu a. W warstwie fabularnej poza wspomnianą już wcześniej nazwą geograficzną, powinien się także pojawić w pierwszym wersie bohater — pewien pan, pani, stwór realny lub abstrakcyjny. W wersie drugim następuje zawiązanie akcji i zazwyczaj w nim pojawia się drugi bohater, czy też bohaterowie. W wersach trzecim i czwartym, które zazwyczaj są o przynajmniej dwie sylaby krótsze, dochodzi do kulminacji wątku dramatycznego, natomiast wers piąty powinien być nieoczywistym, zaskakującym, zazwyczaj absurdalnym zwieńczeniem, rozwiązaniem owego wątku. W limeryku niebagatelną rolę odgrywają rymy, które powinny być dość wyszukane, dokładne, a jednocześnie najlepiej niegramatyczne.
Limeryk w Polsce od wielu lat przeżywa renesans swojej popularności przede wszystkim za sprawą limerycznych dokonań naszej noblistki — Wisławy Szymborskiej. Co ciekawe limeryki popularne są w całym kraju, jednakże najbardziej znani limeryści polscy to przede wszystkim limeryści krakowscy: Maciej Słomczyński, Jacek Baluch, Stanisław Balbus, Bronisław Maj, Michał Zabłocki, czy Michał Rusinek i, o czym donosi Wikipedia, ku mojej nieskrywanej radości — Mariusz Parlicki. Oczywiście to grono koniecznie trzeba uzupełnić o niekrakowskiego Juliana Tuwima, Wandę Chotomską i Stanisława Barańczaka i odrobinę krakowskiego Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
A skąd się wzięło moje zamiłowanie do limeryków? Poznałem je przy okazji studiów polonistycznych, które w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku odbywałem na Uniwersytecie Jagiellońskim i dzięki mojemu uczestnictwu w życiu literackim Krakowa okresu po transformacji ustrojowej. Czyż mógł być lepszy gatunek literacki do ogarnięcia, oswojenia ówczesnego chaosu, do oderwania się od doświadczenia zderzenia idealistycznych wyobrażeń lepszej Polski z dość brutalną, szarą i biedną rzeczywistością tamtych lat? Chyba nie. Limeryk pozwalał wyruszyć na nieznane lądy, odkrywać kraje, o których istnieniu miałem dotychczas mgliste wyobrażenie, a w nich uczestniczyć w zdarzeniach tak niedorzecznych, że przyćmiewających absurdy otaczającego mnie tu i teraz. Z kolei w miejscowościach znanych i bliskich limeryki pozwalały przeprowadzić równie absurdalne i groteskowe akcje.
W 1998 roku na naszym rodzimym rynku wydawniczym ukazały się dwie książki, które miały istotny wpływ na upowszechnienie twórczości limerykowej. Pierwszą z nich były „Limeryki plugawe” Macieja Słomczyńskiego z ilustracjami Andrzeja Mleczki, natomiast drugą — praca Anny Bikont i Joanny Szczęsnej „Limeryki czyli o plugawości i promienistych szczytach nonsensu”. Zaczytując się obiema, wytrwale pisałem limeryki własne. Czytałem je podczas wieczorów autorskich i spotkań poetycko-muzycznych Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich, prezentowałem je w audycjach radiowych, ale przede wszystkim w gronie znajomych i przyjaciół. Tu warto podkreślić, że limeryki sprzyjają integracji i urozmaiceniu spotkań towarzyskich. Często powstają przy okazji mniej i bardziej poważnych debat naukowych, sympozjów i konferencji, a zwłaszcza, wówczas, gdy owe spotkania przybierają mniej oficjalny charakter.
W roku 2003 w krakowskim wydawnictwie A5 ukazała się książka Wisławy Szymborskiej „Rymowanki dla dużych dzieci”, która była zbiorem limeryków, moskalików i innych krótkich form poetyckich, a także kolaży autorki. Książka nie tylko, że została przyjęta entuzjastycznie przez czytelników, ale uruchomiła limeryczną lawinę. Limeryki pisali wszyscy, lepiej i gorzej, mniej i bardziej kanonicznie, plugawo i dostojnie. Konkursy limeryków pojawiały się niemal wszędzie, a internetowe grupy i fora poświęcone tej formie pisarstwa rosły, jak grzyby po deszczu.
W roku 2007, już jako znany w środowisku literackim limerysta, zostałem zaproszony do jurorowania w konkursie na limeryk z okazji 750-lecia lokacji miasta Krakowa, który zorganizował Klub Absolwentów Uniwersytetu Jagiellońskiego i Fundacja dla Uniwersytetu Jagiellońskiego. Już sam fakt dostrzeżenia mnie, jako godnego tej zaszczytnej funkcji był dla mnie nobilitujący, a jeszcze większą radość sprawił mi to, że znalazłem się wówczas w doborowym gronie, bo obok sekretarza Wisławy Szymborskiej — Michała Rusinka, poety Bronisława Maja i święcącego szczyty swej popularności wokalnej znakomitego Grzegorza Turnaua. Sam konkurs spotkał się z imponującym odzewem i zaowocował piękną antologią — „Smocze jajo. Limeryki o Krakowie”. Owa książeczka składa się z dwóch części. W pierwszej — „Jajo z górnej półki” swoje limeryki zaprezentowali znani krakowscy artyści i naukowcy, natomiast w drugiej — „Jajo po smoku” laureaci konkursu. Ta publikacja jest dla mnie szczególnie miła, bo nie dość, że jestem współautorem wyboru limeryków nagrodzonych w konkursie, to znalazłem się też jako autor wśród limerystów „z górnej półki”, obok literackiej noblistki — Wisławy Szymborskiej, profesorów: Jacka Balucha, Henryka Markiewicza, Gabrieli Matuszek, poetów: Michała Rusinka, Michała Zabłockiego, Bronisława Maja, czy Leszka Wójtowicza oraz artysty estradowego Marcina Dańca, czy redaktora Leszka Mazana.
Kolejne lata mojej limerykowej przygody owocowały kolejnymi wierszykami, które tu i ówdzie były dostrzegane, prezentowane i publikowane. W 2010 roku cykl moich limeryków o Krakowie trafił na Wzgórze Wawelskie, gdzie został wygłoszony i, jak donosiły media, salwami śmiechu przyjęty podczas Koncertu Noworoczno-Karnawałowego pt. „Na skrzydłach muzyki i poezji”, zorganizowanego z inicjatywy Dyrekcji Zamku Królewskiego na Wawelu, Grupy Twórczej Castello, Urzędu Miasta Krakowa oraz Akademii Muzycznej w Krakowie.
Kolejnym moim osiągnięciem jako limerysty był fakt, że dostrzeżono walory tworzonych przeze mnie limeryków jako materiału edukacyjnego do nauczania języka polskiego jako obcego. W tym właśnie kontekście kilka z moich limeryków przytoczonych zostało w pracy naukowej Alicji Skalskiej i Iwony Słaby-Góral pt. „Teksty-preteksty, czyli „poezja gramatyki i gramatyka poezji””, opublikowanej w książce Beaty Grochal i Magdaleny Wojenki-Karasek „Teksty i podteksty w nauczaniu języka polskiego jako obcego” (Łódź 2011).
Rok 2013 przyniósł niezwykle dla mnie miły dowód uznania mojej limerycznej twórczości w postaci zamieszczenia limeryku nagrodzonego w drugiej edycji konkursu „Limeryk na Prawy Brzeg” (Kraków 2012) w pierwszym w Polsce i jak dotąd jedynym tak obszernym kompendium wiedzy o sztuce układania limeryków, jakim jest książka autorstwa wybitnego limerysty, filologa i dyplomaty — profesora Jacka Balucha pt. „Jak układać limeryki? Poradnik praktyczny wraz z ćwiczeniami dla początkujących i zaawansowanych”. Fakt, że moje nazwisko pojawia się w tej książce kilkakrotnie obok najbardziej znanych limerystów polskich, a mój limeryk pośród czterdziestu limeryków ułożonych przez dwudziestu kilku autorów, poczytuję sobie za wielki honor i wyróżnienie. Określenie mnie przez tak znakomitego limerystę, jakim jest profesor Baluch, „fachowcem” i „wytrawnym majstrem” w sztuce układania limeryków, zauważenie i zarekomendowanie mojego limerycznego dorobku dostępnego na mojej stronie internetowej czytelnikom „Poradnika”, to dla mnie wielka radość i utwierdzenie w przekonaniu, że z uzależnieniem od pisania limeryków nie będę walczył.
W 2015 roku cztery cykle moich limeryków (blisko dwieście utworów) opublikowane zostały w wydanym w Wydawnictwie Miniatura w Krakowie zbiorze pt. „Rozkosze giętkiego języka. Limeryki, lepieje, altruistki i odwódki.”, a kolejne sześćdziesiąt w książeczce „Wesołe epitafia i inne śmiertelnie niepoważne wiersze”, która ukazała się w Wydawnictwie Ridero w Krakowie w 2017 roku..
Internet, a zwłaszcza Facebook to forum, na którym od lat spotykają się miłośnicy limeryków, zarówno ci piszący, jak i jedynie czytający. Także i ja na co dzień swoje limeryki publikuję w prężnie działających facebookowych grupach limerycznych: „Ulica Limeryków”, „Hermetyczna Grupa Limeryczna”, „Fabryka Limeryka”. Tam też udało mi się spotkać wielu utalentowanych limerystów, którym zaproponowałem uczestnictwo w zainicjowanym przeze mnie projekcie wydawniczym pt. „Seks w pewnym mieście. Antologia limeryków kosmatych”. W sumie udało mi się zgromadzić grupę trzydziestu pięciu autorów, a nasze wspólne dzieło ukazało się pod moją redakcją w listopadzie 2016 roku w renomowanym warszawskim wydawnictwie "Pisarze.pl”. Cała antologia pojawiała się w 2017 roku w cotygodniowych odcinkach w „Piśmie Literacko-Artystycznym Pisarze.pl”, które od lat prowadzi poeta i animator życia literacko-artystycznego Bohdan Wrocławski. Książka spotkała się z życzliwym przyjęciem czytelników nie tylko za sprawą jej walorów satyryczno-literackich, ale i satyryczno-plastycznych, a to za sprawą znanego rysownika, karykaturzysty, wydawcy i twórcy Partii Dobrego Humoru — Szczepana Sadurskiego, który zaprojektował okładkę antologii, ale i zamieścił w niej ponad dwadzieścia ilustracji.
Książeczka, którą tym razem prezentuję jest zbiorem ponad dwustu pięćdziesięciu limeryków z ostatnich kilku lat, które mam nadzieję dostarczą Państwu wielu uśmiechów i pozwolą oderwać się na trochę od szarej, tudzież kolorowej codzienności, przenosząc Państwa w świat nonsensu, absurdu, groteski, bohaterów z tej i nie z tej ziemi, którzy czekają, by przedstawić swe historie.
Mariusz Parlicki
Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2024
Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2024